DOBRO WSPÓLNE JAKO NOWY PARADYGMAT: Difference between revisions

From P2P Foundation
Jump to navigation Jump to search
(Created page with " =Source= Original: * Polish translation of speech transcript: The Commons as a New/Old Paradigm for Governance, Economics and Policy. Remarks by David Bollier, Commons St...")
 
 
(5 intermediate revisions by 2 users not shown)
Line 5: Line 5:
Original:  
Original:  


* Polish translation of speech transcript: The Commons as a New/Old Paradigm for Governance, Economics and Policy. Remarks by David Bollier, Commons Strategies Group for the American Academy in Berlin on December 4, 2012; see: [[Commons_as_a_New_Paradigm_for_Governance,_Economics_and_Policy]]; Translated by Petros of freelab.org.pl . '''Version without notes.'''
* Polish translation of speech transcript: The Commons as a New/Old Paradigm for Governance, Economics and Policy. Remarks by David Bollier, Commons Strategies Group for the American Academy in Berlin on December 4, 2012; see: [[Commons as a New Paradigm for Governance, Economics and Policy]]; Translated by Petros of freelab.org.pl . '''Version without notes.'''


DOBRO WSPÓLNE JAKO NOWY PARADYGMAT
Zapis wystąpienia „Dobro wspólne jako stary/nowy paradygmat rządzenia się, gospodarki i polityki”.
 
Wygłoszone przez Davida Bolliera, Commons Strategies Group for American Academy in Berlin. 4 grudnia 2012.
 
Scribd: http://www.scribd.com/doc/118637397/Dobro-wspolne-jako-nowy-paradygmat


Zapis wyst¹pienia „Dobro wspólne jako stary/nowy paradygmat rz¹dzenia siê, gospodarki i polityki”. Wyg³oszone przez Davida Bolliera, Commons Strategies Group for American Academy in Berlin. 4 grudnia 2012.
Opublikowane przez P2P Foundation na licencji CC-BY-SA
Opublikowane przez P2P Foundation na licencji CC-BY-SA


URL = http://p2pfoundation.net/Commons_as_a_New_Paradigm_for_Governance,_Economics_and_Policy
URL = http://p2pfoundation.net/Commons_as_a_New_Paradigm_for_Governance,_Economics_and_Policy  


Spolszczone i opatrzone przypisami przez http://FreeLab.Org.PL na licencji CC-BY-SA
Spolszczone i opatrzone przypisami przez http://FreeLab.Org.PL na licencji CC-BY-SA


=Text=
=Text=
Line 21: Line 23:
David Bollier:
David Bollier:


"To wielki zaszczyt, ¿e mogê dziœ podzieliæ siê z Wami moimi przemyœleniami na temat dóbr wspólnych1. Dziêkujê American Academy w Berlinie za czas i goœcinê, których doœwiadczy³em podczas ostatnich piêciu tygodni – i za uznanie wielkiej wartoœci paradygmatu dobra wspólnego w jego jeszcze embrionalnej formie. Dziêkujê tak¿e Fundacji Boscha za hojnie ufundowane stypendium. I, oczywiœcie, wielka wdziêcznoœæ nale¿y siê mojej drogiej przyjació³ce Silke Helfrish, za jej wspania³¹ kole¿eñsk¹ pomoc w eksploracji sekretów dobra wspólnego.
To wielki zaszczyt, że mogę dziś podzielić się z Wami moimi przemyśleniami na temat dóbr wspólnych1. Dziękuję American Academy w Berlinie za czas i gościnę, których doświadczyłem podczas ostatnich pięciu tygodni – i za uznanie wielkiej wartości paradygmatu dobra wspólnego w jego jeszcze embrionalnej formie. Dziękuję także Fundacji Boscha za hojnie ufundowane stypendium. I, oczywiście, wielka wdzięczność należy się mojej drogiej przyjaciółce [[Silke Helfrich]], za jej wspaniałą koleżeńską pomoc w eksploracji sekretów dobra wspólnego.
 
Koncepcja dobra wspólnego jest moją pasją już od piętnastu lat. Moje zainteresowanie nią zaczęło się, gdy w połowie lat '90 straciłem złudzenia, że perspektywa liberalna jest wiarygodnym narzędziem zmian [społecznych] i gdy zorientowałem się, jak potężny ruch w stronę koncepcji opartych na dobru wspólnym, pojawił się na peryferiach głównego nurtu polityki i kultury2.
 
W tym wystąpieniu chcę przedstawić paradygmat dobra wspólnego – bardzo stary, a zarazem nowy, na nowo odkryty – w zakresie rządzenia i zarządzania. Spróbuję wyjaśnić wielki powab dobra wspólnego na wielu poziomach życia – politycznym, administracyjnym, kulturalnym, społecznym, osobistym, nawet duchowym – i opisać zasięg ogólnoświatowego „ruchu” - jeśli to właściwe słowo – rozwijającego społeczną praktykę i dyskurs dobra wspólnego.
 
Z góry uprzedzam, że dobro wspólne nie jest ani totalną ideologią polityczną, ani przemianowanym PR-owo „interesem publicznym”. To jest ogólny wzorzec rządzenia się, zakorzeniony głęboko w historii ludzkości jako system samowystarczalnego, odpowiedzialnego zarządzania zasobami i pomocy wzajemnej.
 
Ale to stwierdzenie jest zbyt zimne, zbyt analityczne. Dobro wspólne jest w istocie etyką – sposobem na wyjście poza homo economicus, samolubną, kalkulującą, zachłanną na korzyść jednostkę, jaką chcą nas widzieć politycy i ekonomiści.  Dobro wspólne zakłada, że ludzie są bardziej skomplikowani, że większe bogactwo naszych zachowań może być wpisane w strukturę naszych instytucji społecznych. Dobro wspólne zakłada ważną rolę samoorganizacji i samorządu, uzupełniających, a zarazem będących wyzwaniem dla rządu państwowego.
W bardziej ogólnym sensie, w dobru wspólnym chodzi o opiekę nad tym wszystkim, co posiadamy wspólnie, jako ludzie. O dbałość, abyśmy to dziedzictwo chronili i przekazali, nieumniejszone, następnym pokoleniom. To obejmuje wszystko, od dziedzictwa wiedzy i kultury, przez spójność naturalnych ekosystemów, przestrzeń publiczną i tradycje społeczności, niezbędne do życia wspólnie użytkowane  lasy, łowiska i uprawy, aż do niezliczonych innych zasobów, jakie moralnie lub prawnie współposiadamy.


Koncepcja dobra wspólnego jest moj¹ pasj¹ ju¿ od piêtnastu lat. Moje zainteresowanie ni¹ zaczê³o siê, gdy w po³owie lat '90 straci³em z³udzenia, ¿e perspektywa liberalna jest wiarygodnym narzêdziem zmian [spo³ecznych] i gdy zorientowa³em siê, jak potê¿ny ruch w stronê koncepcji opartych na dobru wspólnym, pojawi³ siê na peryferiach g³ównego nurtu polityki i kultury.
Najdziwniejsze jest to, że owe zasoby użytkowe są zasadniczo niewidzialne, gdyż istnieją poza obszarem Państwa i Rynku. Nawet, jeśli są dostrzegane, to traktuje się je jako bezwartościowe, bowiem mają mało wspólnego z prywatną własnością, rynkiem, lub geopolityką. Mimo, że użytkowe dobra wspólne zapewniają utrzymanie około dwóch miliardów ludzi na Ziemi, dwa najpopularniejsze w USA podręczniki ekonomii (Samuelson & Nodhaus oraz Stieglitz & Walsh) całkowicie ignorują dobra wspólne jako wiarygodny, atrakcyjny model utrzymania się. Utrzymania – należy dodać – traktowanego nie jako minimum przetrwania, ale ale jako zaspokojenie potrzeb gospodarstwa domowego, zamiast  maksymalizacji wymiany towarowej (rynkowej).


W tym wyst¹pieniu chcê przedstawiæ paradygmat dobra wspólnego – bardzo stary, a zarazem nowy, na nowo odkryty – w zakresie rz¹dzenia i zarz¹dzania. Spróbujê wyjaœniæ wielki powab dobra wspólnego na wielu poziomach ¿ycia – politycznym, administracyjnym, kulturalnym, spo³ecznym, osobistym, nawet duchowym – i opisaæ zasiêg ogólnoœwiatowego „ruchu” - jeœli to w³aœciwe s³owo – rozwijaj¹cego spo³eczn¹ praktykê i dyskurs dobra wspólnego.
Z racji swej „niewidzialności”, dobra wspólne są dzisiaj zagłuszane i niszczone przez siły rynku, często z katastrofalnymi rezultatami [dla ludzi]. Naszym wyzwaniem, wierzę, jest dostrzec dobro wspólne – i znaleźć nowe sposoby, aby je chronić i wzmacniać.


Z góry uprzedzam, ¿e dobro wspólne nie jest ani totaln¹ ideologi¹ polityczn¹, ani przemianowanym PR-owo „interesem publicznym”. To jest ogólny wzorzec rz¹dzenia siê, zakorzeniony g³êboko w historii ludzkoœci jako system samowystarczalnego, odpowiedzialnego zarz¹dzania zasobami i pomocy wzajemnej.


Ale to stwierdzenie jest zbyt zimne, zbyt analityczne. Dobro wspólne jest w istocie etyk¹ – sposobem na wyjœcie poza homo economicus, samolubn¹, kalkuluj¹c¹, zach³ann¹ na korzyœæ jednostkê, jak¹ chc¹ nas widzieæ politycy i ekonomiœci. Dobro wspólne zak³ada, ¿e ludzie s¹ bardziej skomplikowani, ¿e wiêksze bogactwo naszych zachowañ mo¿e byæ wpisane w strukturê naszych instytucji spo³ecznych. Dobro wspólne zak³ada wa¿n¹ rolê samoorganizacji i samorz¹du, uzupe³niaj¹cych, a zarazem bêd¹cych wyzwaniem dla rz¹du pañstwowego.
==1. Paradygmat Dobra Wspólnego==
W bardziej ogólnym sensie, w dobru wspólnym chodzi o opiekê nad tym wszystkim, co posiadamy wspólnie, jako ludzie. O dba³oœæ, abyœmy to dziedzictwo chronili i przekazali, nieumniejszone, nastêpnym pokoleniom. To obejmuje wszystko, od dziedzictwa wiedzy i kultury, przez spójnoœæ naturalnych ekosystemów, przestrzeñ publiczn¹ i tradycje spo³ecznoœci, niezbêdne do ¿ycia wspólnie u¿ytkowane lasy, ³owiska i uprawy, a¿ do niezliczonych innych zasobów, jakie moralnie lub prawnie wspó³posiadamy.


Najdziwniejsze jest to, ¿e owe zasoby u¿ytkowe s¹ zasadniczo niewidzialne, gdy¿ istniej¹ poza obszarem Pañstwa i Rynku. Nawet, jeœli s¹ dostrzegane, to traktuje siê je jako bezwartoœciowe, bowiem maj¹ ma³o wspólnego z prywatn¹ w³asnoœci¹, rynkiem, lub geopolityk¹. Mimo, ¿e u¿ytkowe dobra wspólne zapewniaj¹ utrzymanie oko³o dwóch miliardów ludzi na Ziemi, dwa najpopularniejsze.
Dla większości ludzi jakakolwiek wzmianka o „wspólnym” natychmiast przywołuje na myśl „tragedię wspólnego pastwiska”3. Koniec dyskusji. Dla ekonomistów, współużytkowanie dóbr zawsze prowadzi do tragedii.
Klasycznym przykładem jest wspólne pastwisko. Jeśli jest wielu użytkowników, każdy z nich ma motywację, aby wypasać jak najwięcej zwierząt, nie dbając o stan pastwiska. Taka  rabunkowa gospodarka nieuchronnie prowadzi do tragedii.


Ten dogmat funkcjonuje wśród ekonomistów i w świadomości społecznej od 1968 roku, kiedy to biolog Garrett Hardin napisał słynny esej pod tytułem „Tragedia wspólnego pastwiska”. Ta przypowieść była politycznie wygodna, gdyż sugerowała niezbędność systemu prywatnej własności i rynku, aby powstrzymać ludzi przed rabunkowym wykorzystywaniem zasobów. Jeśli ludzie będą wyłącznymi właścicielami pastwisk, argumentowano, będzie im zależało na ich długoterminowej ochronie. Ale Hardin, w rzeczywistości, nie opisywał dobra wspólnego. Opisywał scenariusz, w którym nie ma granic  pastwiska, nie ma wspólnych zasad gospodarowania nim, nie ma społeczności jego użytkowników. A to nie jest dobro wspólne. To jest dobro bezpańskie – dostępne dla wszystkich. Dobra wspólne mają granice, system zasad, [społeczny] nadzór nad użytkowaniem, sankcje dla darmozjadów, normy społeczne. Dobro wspólne wymaga istnienia społeczności, działającej jako opiekunka zasobów.


Hardinowska fałszywa interpretacja dobra wspólnego utkwiła w świadomości zbiorowej, stając się prawdą obiegową. Przez ostatnie dwa pokolenia, dobro wspólne było powszechnie uważane za błędny paradygmat rządzenia się. W tle unosił się także duch Tomasz Hobbesa i jego przekonanie, że tylko potężny Lewiatan państwa ratuje nas przed osunięciem w prawo dżungli, gdzie życie jest okropne, brutalne i krótkie.


==1. PARADYGMAT DOBRA WSPÓLNEGO==
Zmarła kilka miesięcy temu profesor Elinor Ostrom4 z Uniwersytetu Indiana była najwybitniejszą akademiczką, która uratowała koncepcję dobra wspólnego i odparła zarzuty Hardina. Kosztowało ją to lata żmudnych badań terenowych i innowacyjnej pracy teoretycznej, ale w prekursorskiej książce z 1990 roku, Governing the Commons, Ostrom zidentyfikowała podstawowe czynniki sukcesu modelu dobra wspólnego. Przez ostatnie dekady, ona i jej wielu kolegów, pokazali w setkach badań empirycznych, jak ludzie z sukcesem zarządzają swoimi ziemiami, wodą, lasami i łowiskami jako dobrem wspólnym. Niektóre z tych wspólnot kwitną od setek lat, jak zarządzające halami alpejskimi społeczności w Szwajcarii oraz systemy irygacyjne (huertas5) w Hiszpanii.


Dla wiêkszoœci ludzi jakakolwiek wzmianka o „wspólnym” natychmiast przywo³uje na myœl „tragediê wspólnego pastwiska”3. Koniec dyskusji. Dla ekonomistów, wspó³u¿ytkowanie dóbr zawsze prowadzi do tragedii. Klasycznym przyk³adem jest wspólne pastwisko. Jeœli jest wielu u¿ytkowników, ka¿dy z nich ma motywacjê, aby wypasaæ jak najwiêcej zwierz¹t, nie dbaj¹c o stan pastwiska. Taka rabunkowa gospodarka nieuchronnie prowadzi do tragedii.
Wielkim osiągnięciem Ostrom było wykazanie jak współpracująca społeczność może zarządzać zasobami w sposób zrównoważony, często bardziej efektywnie niż państwo czy rynek. Błyskotliwie łącząc w swoim dyskursie politologię, socjologię, antropologię, ekonomię i inne nauki społeczne, Ostrom zmusiła mainstreamową ekonomię do zrewidowania opinii o kategorii dobra wspólnego. Przyniosło jej to w 2009 roku – jako pierwszej kobiecie w historii – Nagrodę Nobla w dziedzinie ekonomii.  


Ten dogmat funkcjonuje wœród ekonomistów i w œwiadomoœci spo³ecznej od 1968 roku, kiedy to biolog Garrett Hardin napisa³ s³ynny esej pod tytu³em „Tragedia wspólnego pastwiska”. Ta przypowieœæ by³a politycznie wygodna, gdy¿ sugerowa³a niezbêdnoœæ systemu prywatnej w³asnoœci i rynku, aby powstrzymaæ ludzi przed rabunkowym wykorzystywaniem zasobów. Jeœli ludzie bêd¹ wy³¹cznymi w³aœcicielami pastwisk, argumentowano, bêdzie im zale¿a³o na ich d³ugoterminowej ochronie. Ale Hardin, w rzeczywistoœci, nie opisywa³ dobra wspólnego. Opisywa³ scenariusz, w którym nie ma granic pastwiska, nie ma wspólnych zasad gospodarowania nim, nie ma spo³ecznoœci jego u¿ytkowników. A to nie jest dobro wspólne. To jest dobro bezpañskie – dostêpne dla wszystkich. Dobra wspólne maj¹ granice, system zasad, [spo³eczny] nadzór nad u¿ytkowaniem, sankcje dla darmozjadów, normy spo³eczne. Dobro wspólne wymaga istnienia spo³ecznoœci, dzia³aj¹cej jako opiekunka zasobów.
Akademicki nurt myśli o dobru wspólnym, rozwinięty przez Ostrom i międzynarodową grupę naukowców, nie bardzo się interesował zastosowaniem swoich idei w praktyce ekonomii politycznej. Ale globalny ruch aktywistów dobra wspólnego, nie wahał się przed podjęciem wyzwania. Przez ostatnie dziesięć lat, dynamiczny ruch dobra wspólnego, działając równolegle z akademikami, ale całkowicie niezależnie, zbudował dyskurs dobra wspólnego, jako nową-starą filozofię i program  polityczny.


Hardinowska fa³szywa interpretacja dobra wspólnego utkwi³a w œwiadomoœci zbiorowej, staj¹c siê prawd¹ obiegow¹. Przez ostatnie dwa pokolenia, dobro wspólne by³o powszechnie uwa¿ane za b³êdny paradygmat rz¹dzenia siê. W tle unosi³ siê tak¿e duch Tomasz Hobbesa i jego przekonanie, ¿e tylko potê¿ny Lewiatan pañstwa ratuje nas przed osuniêciem w prawo d¿ungli, gdzie ¿ycie jest okropne, brutalne i krótkie.
Świadomie, czy nie, aktywiści dobra wspólnego są częścią nowego sposobu pojmowania świata i działania w nim. Ruch ten ucieleśnia światopogląd – poznawczy i praktyczny – całkiem różny od tego, jaki zakłada neoliberalizm. Jest to źródłem wielkiego, obiecującego napięcia – co mam nadzieję zaraz wykazać.
Zmar³a kilka miesiêcy temu profesor Elinor Ostrom z Uniwersytetu Indiana by³a najwybitniejsz¹ akademiczk¹, która uratowa³a koncepcjê dobra wspólnego i odpar³a zarzuty Hardina. Kosztowa³o j¹ to lata ¿mudnych badañ terenowych i innowacyjnej pracy teoretycznej, ale w prekursorskiej ksi¹¿ce z 1990 roku, Governing the Commons, Ostrom zidentyfikowa³a podstawowe czynniki sukcesu modelu dobra wspólnego. Przez ostatnie dekady, ona i jej wielu kolegów, pokazali w setkach badañ empirycznych, jak ludzie z sukcesem zarz¹dzaj¹ swoimi ziemiami, wod¹, lasami i ³owiskami jako dobrem wspólnym. Niektóre z tych wspólnot kwitn¹ od setek lat, jak zarz¹dzaj¹ce halami alpejskimi spo³ecznoœci w Szwajcarii oraz systemy irygacyjne (huertas) w Hiszpanii.


Wielkim osi¹gniêciem Ostrom by³o wykazanie jak wspó³pracuj¹ca spo³ecznoœæ mo¿e zarz¹dzaæ zasobami w sposób zrównowa¿ony, czêsto bardziej efektywnie ni¿ pañstwo czy rynek. B³yskotliwie ³¹cz¹c w swoim dyskursie politologiê, socjologiê, antropologiê, ekonomiê i inne nauki spo³eczne, Ostrom zmusi³a mainstreamow¹ ekonomiê do zrewidowania opinii o kategorii dobra wspólnego. Przynios³o jej to w 2009 roku – jako pierwszej kobiecie w historii – Nagrodê Nobla w dziedzinie ekonomii.


Akademicki nurt myœli o dobru wspólnym, rozwiniêty przez Ostrom i miêdzynarodow¹ grupê naukowców, nie bardzo siê interesowa³ zastosowaniem swoich idei w praktyce ekonomii politycznej. Ale globalny ruch aktywistów dobra wspólnego, nie waha³ siê przed podjêciem wyzwania. Przez
==2. Gospodarka i dobro wspólne==
3W ujêciu popularnym „wspólne znaczy niczyje”.


Powinienem zacząć od wyjaśnienia, że dobro wspólne to nie tylko zasoby. To zasoby plus społeczność plus zestaw norm i reguł stosowanych do zarządzania nimi. Możemy to nazwać pakietem socjo-ekonomiczno-biofizycznym6 - trochę jak ryby, staw i roślinność wodna. Mają sens tylko w komplecie i zapewne nie będą w stanie przeżyć oddzielnie, bo są od siebie wzajemnie zależne.


ostatnie dziesiêæ lat, dynamiczny ruch dobra wspólnego, dzia³aj¹c równolegle z akademikami, ale ca³kowicie niezale¿nie, zbudowa³ dyskurs dobra wspólnego, jako now¹-star¹ filozofiê i program polityczny.
Zapewne właśnie dlatego konwencjonalna ekonomia ma takie problemy ze zrozumieniem pojęcia dobra wspólnego. Nie może zrozumieć, jak społeczność, zamiast jednostki, może być podstawowym poziomem odniesienia. Dobro wspólne odnosi się do całości – uznając jednostkę i społeczność za wzajemnie zagnieżdżone i przenikające się. To jest metafizyka wielce różna do neoliberalnej, uznającej jednostkę za suwerena.
Œwiadomie, czy nie, aktywiœci dobra wspólnego s¹ czêœci¹ nowego sposobu pojmowania œwiata i dzia³ania w nim. Ruch ten ucieleœnia œwiatopogl¹d – poznawczy i praktyczny – ca³kiem ró¿ny od tego, jaki zak³ada neoliberalizm. Jest to Ÿród³em wielkiego, obiecuj¹cego napiêcia – co mam nadziejê zaraz wykazaæ.


Dobro wspólne wymaga od nas także wykroczenia poza swojskie dychotomie życia codziennego - „publiczne” kontra „prywatne”, „jednostkowe” kontra „kolektywne”, „obiektywne” kontra „subiektywne” - do zobaczenia ich w bardziej zintegrowanej strukturze. Takim syntetycznym skrótem myślowym będzie „kooperatywny indywidualizm”.


==2. GOSPODARKA I DOBRO WSPÓLNE==
Ale ten termin nie oddaje emocjonalnego i psychicznego wymiaru dobra wspólnego, które w istocie jest osobistą postawą, tożsamością i doświadczeniem. Członkowie społeczności kochają i potrzebują dobra wspólnego, a co najmniej zależą od niego. Z tego czerpią motywację, aby być jego świadomymi opiekunami i obrońcami. Mają osobiste, emocjonalne związki z chronionym dobrem i z członkami społeczności. Rozwijają rytuały i obyczaje, stanowiące część kultury opiekuńczości.


Powinienem zacz¹æ od wyjaœnienia, ¿e dobro wspólne to nie tylko zasoby. To zasoby plus spo³ecznoœæ plus zestaw norm i regu³ stosowanych do zarz¹dzania nimi. Mo¿emy to nazwaæ pakietem socjo-ekonomiczno-biofizycznym6 - trochê jak ryby, staw i roœlinnoœæ wodna. Maj¹ sens tylko w komplecie i zapewne nie bêd¹ w stanie prze¿yæ oddzielnie, bo s¹ od siebie wzajemnie zale¿ne.
Być może dlatego właśnie, dobro wspólne oferuje tak wywrotową metafizykę. Żąda od nas przyjęcia bogatszej definicji wartości, niż oferowana przez rynek. Żąda od nas przyjęcia szerszej koncepcji gospodarki, niż Produkt Krajowy Brutto. Żąda od nas, abyśmy się przyznawali do takich form wartości, które wykraczają poza rynek i jego wycenę.


Zapewne w³aœnie dlatego konwencjonalna ekonomia ma takie problemy ze zrozumieniem pojêcia dobra wspólnego. Nie mo¿e zrozumieæ, jak spo³ecznoœæ, zamiast jednostki, mo¿e byæ podstawowym poziomem odniesienia. Dobro wspólne odnosi siê do ca³oœci – uznaj¹c jednostkê i spo³ecznoœæ za wzajemnie zagnie¿d¿one i przenikaj¹ce siê. To jest metafizyka wielce ró¿na do neoliberalnej, uznaj¹cej jednostkê za suwerena.
Tradycyjnie rozumiana gospodarka skoncentrowana jest na „tworzeniu dobrobytu”  i „eliminowaniu niedoboru”.
Ale tak naprawdę zajmuje się jedynie takim rodzajem dobrobytu, który ma nalepkę z ceną i może być sprzedany na rynku.


Dobro wspólne wymaga od nas tak¿e wykroczenia poza swojskie dychotomie ¿ycia codziennego - „publiczne” kontra „prywatne”, „jednostkowe” kontra „kolektywne”, „obiektywne” kontra „subiektywne” - do zobaczenia ich w bardziej zintegrowanej strukturze. Takim syntetycznym skrótem myœlowym bêdzie „kooperatywny indywidualizm”.
Jedyny problem ze standardową ekonomią jest ten, że nie ma ona za dużo do powiedzenia na temat wielkich zasobów wartości nie opatrzonych nalepkami z ceną7. Ile jest warta atmosfera Ziemi? A ludzki genom? Zasoby słodkiej wody? Nasze dziedzictwo kultury i nauki? Parki i otwarte przestrzenie? Internet? Nasze związki z przyrodą i innymi ludźmi?


Ale ten termin nie oddaje emocjonalnego i psychicznego wymiaru dobra wspólnego, które w istocie jest osobist¹ postaw¹, to¿samoœci¹ i doœwiadczeniem. Cz³onkowie spo³ecznoœci kochaj¹ i potrzebuj¹ dobra wspólnego, a co najmniej zale¿¹ od niego. Z tego czerpi¹ motywacjê, aby byæ jego œwiadomymi opiekunami i obroñcami. Maj¹ osobiste, emocjonalne zwi¹zki z chronionym dobrem i z cz³onkami spo³ecznoœci. Rozwijaj¹ rytua³y i obyczaje, stanowi¹ce czêœæ kultury opiekuñczoœci.
Wiele z tego myślenia sięga wstecz do filozofa Johna Locke, który dowodził, że rzecz leżąca poza systemem własności prywatnej i handlu, to rzecz niczyja, res nullius. Takie rzeczy są swobodnie dostępne dla tego, kto pierwszy ich zapragnie, bowiem nie posiadają ceny, ani prawowitego właściciela. Wszystko, czego trzeba to „dołożyć swojej pracy” do takiej rzeczy, przez to zyskując tytuł własności.


Byæ mo¿e dlatego w³aœnie, dobro wspólne oferuje tak wywrotow¹ metafizykê. ¯¹da od nas przyjêcia bogatszej definicji wartoœci, ni¿ oferowana przez rynek. ¯¹da od nas przyjêcia szerszej koncepcji gospodarki, ni¿ Produkt Krajowy Brutto. ¯¹da od nas, abyœmy siê przyznawali do takich form wartoœci, które wykraczaj¹ poza rynek i jego wycenê.
To właśnie na tej zasadzie filozoficznej konkwistadorzy i kolonizatorzy w czasach Locke'a opierali swoje prawo do zdobytych ziem. Ziemia nie miała właściciela, a tubylcy nie mieli nawet systemu praw własności. A więc – kto pierwszy, ten lepszy!


Tradycyjnie rozumiana gospodarka skoncentrowana jest na „tworzeniu dobrobytu” i „eliminowaniu niedoboru”. Ale tak naprawdê zajmuje siê jedynie takim rodzajem dobrobytu, który ma nalepkê z cen¹ i mo¿e byæ sprzedany na rynku.
Współcześnie to samo uzasadnienie służy zgłaszaniu roszczeń do zasobów etnobotanicznej wiedzy Globalnego Południa, zastrzegania patentami genów, żywych gatunków i syntetycznych nanomateriałów. Ta sama logika wspiera zabudowywanie dziewiczych obszarów przyrody i zastrzegania praw do słów, kolorów i zapachów. Wystarczy tylko zawłaszczyć sobie coś, co jest „bezpańskie”.


Jedyny problem ze standardow¹ ekonomi¹ jest ten, ¿e nie ma ona za du¿o do powiedzenia na temat wielkich zasobów wartoœci nie opatrzonych nalepkami z cen¹7. Ile jest warta atmosfera Ziemi? A ludzki genom? Zasoby s³odkiej wody? Nasze dziedzictwo kultury i nauki? Parki i otwarte przestrzenie? Internet? Nasze zwi¹zki z przyrod¹ i innymi ludŸmi?
Teorie Johna Locke idą w parze z „tragedią dóbr wspólnych” Garretta Hardina. Obaj zakładają, że wartość pojawia się tylko tam, gdzie jest prywatna własność i rynek. To podejście daje więc znakomite usprawiedliwienie dla zwykłej grabieży.


Wiele z tego myœlenia siêga wstecz do filozofa Johna Locke, który dowodzi³, ¿e rzecz le¿¹ca poza systemem w³asnoœci prywatnej i handlu, to rzecz niczyja, res nullius. Takie rzeczy s¹ swobodnie dostêpne dla tego, kto pierwszy ich zapragnie, bowiem nie posiadaj¹ ceny, ani prawowitego w³aœciciela. Wszystko, czego trzeba to „do³o¿yæ swojej pracy” do takiej rzeczy, przez to zyskuj¹c tytu³ w³asnoœci.
Silke Helfrich naprowadziła mnie na cudowny wiersz Goethego „Katechizacja”:


To w³aœnie na tej zasadzie filozoficznej konkwistadorzy i kolonizatorzy w czasach Locke'a opierali swoje prawo do zdobytych ziem. Ziemia nie mia³a w³aœciciela, a tubylcy nie mieli nawet systemu praw w³asnoœci. A wiêc – kto pierwszy, ten lepszy!
Nauczyciel: Pomyśl, dziecko! Skąd te wszystkie dary? Sam ich przecież nie stworzyłeś.


Wspó³czeœnie to samo uzasadnienie s³u¿y zg³aszaniu roszczeñ do zasobów etnobotanicznej wiedzy Globalnego Po³udnia, zastrzegania patentami genów, ¿ywych gatunków i syntetycznych nanomateria³ów. Ta sama logika wspiera zabudowywanie dziewiczych obszarów przyrody i zastrzegania praw do s³ów, kolorów i zapachów. Wystarczy tylko zaw³aszczyæ sobie coœ, co jest „bezpañskie”.
Dziecko: Ech! Od ojca dostałem wszystko.
Teorie Johna Locke id¹ w parze z „tragedi¹ dóbr wspólnych” Garretta Hardina. Obaj zak³adaj¹, ¿e wartoœæ pojawia siê tylko tam, gdzie jest prywatna w³asnoœæ i rynek. To podejœcie daje wiêc znakomite usprawiedliwienie dla zwyk³ej grabie¿y.


Silke Helfrich naprowadzi³a mnie na cudowny wiersz Goethego „Katechizacja”:
Nauczyciel: A skąd on to wszystko ma?


Nauczyciel: Pomyœl, dziecko! Sk¹d te wszystkie dary? Sam ich przecie¿ nie stworzy³eœ.
Dziecko: Od dziadka.
Dziecko: Ech! Od ojca dosta³em wszystko.
Nauczyciel: A sk¹d on to wszystko ma?
Dziecko: Od dziadka.
Nauczyciel: No có¿! A od kogo dosta³ dziadek ca³e to dobro?
Dziecko: Wzi¹³ je sobie po prostu.


==3. GRODZENIE WSPÓLNYCH OBSZARÓW==
Nauczyciel: No cóż! A od kogo dostał dziadek całe to dobro?


I tak dochodzimy do, ¿e tak powiem, tragedii rynku, znanej czêsto jako grodzenie rynku. Poprzez wieki, a szczególnie w wieku XIX, arystokracja angielska, w zmowie z Parlamentem, sprywatyzowa³a dobro wspólne – gminne grunty w w Anglii. Dobra wspólne zosta³y zasadniczo zniszczone. Grodzenia by³y sposobem, w jaki ziemiañstwo skonsolidowa³o swoj¹ w³adzê ekonomiczn¹ i polityczn¹, zarabiaj¹c przy tym mnóstwo pieniêdzy.
Dziecko: Wziął je sobie po prostu.
Wielkim, publicznie ignorowanym, skandalem naszych czasów, jest masowa prywatyzacja i nadu¿ycia zasobów, bêd¹cych naszym dobrem wspólnym. Pierwszy przyk³ad: miêdzynarodowi inwestorzy i rz¹dy krajowe wykupuj¹ ziemie roln¹ i lasy w Afryce, Azji i Ameryce £aciñskiej na masow¹ skalê, po zani¿onych cenach, przy wspó³udziale lokalnych rz¹dów. Mieszkañcy, którzy od pokoleñ zwyczajowo uprawiali ¿ywnoœæ na tych terenach, s¹ wyrzucani z tej ziemi, aby inwestorzy i miêdzynarodowe korporacje mog³y j¹ zaj¹æ. Podstawowym celem jest zapewnienie nowym w³aœcicielom przewagi geopolitycznej, produkcja ¿ywnoœci na rynki globalne lub mordercza spekulacja.


£atwo zgadn¹æ, co stanie siê z ludŸmi, którzy nagle nie mog¹ siê utrzymaæ, bo ich wspólne dobra zosta³y ogrodzone – sprywatyzowane. Stan¹ siê postaciami z powieœci Charlesa Dickensa. Zmuszeni do migracji do miast w poszukiwaniu utrzymania, zaludni¹ slumsy, stan¹ siê ¿ebrakami lub bêd¹ pracowaæ za g³odowe stawki. Media, donosz¹ce o atakach somalijskich piratów, rzadko wspominaj¹, jak wielu z nich by³o wczeœniej rybakami – dopóki zagraniczne floty nie zniszczy³y ich tradycyjnych, wspólnie u¿ytkowanych ³owisk. Rynki d³ugo traktowa³y naturê jako bezpañski zasób, albo martwy obiekt – coœ bez ¿ycia, bez godnoœci, bez œwiêtoœci. Ale teraz dochodzi to do alarmuj¹cego poziomu. Firmy biotechnologiczne i wy¿sze uczelnie s¹ w³aœcicielami jednej pi¹tej ludzkiego genomu. Firma Myriad Genetics z Salt Lake City zastrzeg³a patent na „gen podatnoœci na raka piersi”, co daje jej monopol kontroli nad pewnymi typami badañ. Patent uniemo¿liwia innym naukowcom badanie genetycznych Ÿróde³ raka piersi bez zgody firmy.
==3. Grodzenie wspólnych obszarów==


Rozkwitaj¹cy przemys³ nanotechnologii tworzy nowe rodzaje syntetycznych materia³ów, lepsze ni¿ naturalne, a potem roœci sobie prawo do kontrolowania ich wykorzystania. Zamierzeniem jest ca³kowite zast¹pienie materia³ów naturalnych syntetycznymi. To jest powtarzalny schemat: Monsanto u¿ywa genetycznie modyfikowanych nasion, aby wyprzeæ naturalne; Microsoft swoim systemem operacyjnym zmarginalizowa³ niemal wszystkie inne; miêdzynarodowe firmy z bran¿y napojów wypieraj¹ pitna wodê z kranu swoimi butelkowanymi substytutami. Jedna z pierwszych prób sprywatyzowania zasobów wody pitnej mia³a miejsce w 2002 roku, w Cochabamba w Boliwii, kiedy to rz¹d, wraz z Bechtel Corporation, sprywatyzowa³ miejskie zasoby wody pitnej, zg³aszaj¹c nawet roszczenia do wody deszczowej. Niedawno miliarder T. Boone Pickens wyda³ ponad 100 milionów dolarów na zakup terenów z³ó¿ wodonoœnych na wy¿ynach Teksasu, co mo¿e znacznie podnieœæ koszty ¿ycia dla tamtejszych spo³ecznoœci, jeœli woda zostanie sprywatyzowana.
I tak dochodzimy do, że tak powiem, tragedii rynku, znanej często jako grodzenie rynku. Poprzez wieki, a szczególnie w wieku XIX, arystokracja angielska, w zmowie z Parlamentem, sprywatyzowała dobro wspólne – gminne grunty w w Anglii. Dobra wspólne zostały zasadniczo zniszczone. Grodzenia były sposobem, w jaki ziemiaństwo skonsolidowało swoją władzę ekonomiczną i polityczną, zarabiając przy tym mnóstwo pieniędzy.


Wielkim, publicznie ignorowanym, skandalem naszych czasów, jest masowa prywatyzacja i nadużycia zasobów, będących naszym dobrem wspólnym. Pierwszy przykład: międzynarodowi inwestorzy i rządy krajowe wykupują ziemie rolną i lasy w Afryce, Azji i Ameryce Łacińskiej na masową skalę, po zaniżonych cenach, przy współudziale lokalnych rządów. Mieszkańcy, którzy od pokoleń zwyczajowo uprawiali żywność na tych terenach, są wyrzucani z tej ziemi, aby inwestorzy i międzynarodowe korporacje mogły ją zająć. Podstawowym celem jest zapewnienie nowym właścicielom przewagi geopolitycznej, produkcja żywności na rynki globalne lub mordercza spekulacja.


Dzisiaj grodzi siê nie tylko l¹dy i morza. Wszystko mo¿e zostaæ sprywatyzowane i wystawione na sprzeda¿. Algorytm matematyczny mo¿na zastrzec, jeœli zawarty jest w oprogramowaniu i mo¿e s³u¿yæ nowym komercyjnym celom. McDonalds zastrzega przedrostek „Mc”, ¿ebyœ nie mog³ nazwaæ swojego lokalu McSushi, lub McVegan, ani swojego hotelu McSleep8. Amerykañski odpowiednik ZAiKSu za¿¹da³ kiedyœ od organizatorów m³odzie¿owych obozów letnich rycza³towej op³aty licencyjnej za piosenki œpiewane przez m³odzie¿ przy ogniskach. Pamiêtajmy, to nie s¹ odosobnione przypadki! Wiêcej ich opisa³em w 2005 roku, w ksi¹¿ce Brand Name Bullies: The Quest to Own and Control Culture .
Łatwo zgadnąć, co stanie się z ludźmi, którzy nagle nie mogą się utrzymać, bo ich wspólne dobra zostały ogrodzone – sprywatyzowane. Staną się postaciami z powieści Charlesa Dickensa. Zmuszeni do migracji do miast w poszukiwaniu utrzymania, zaludnią slumsy, staną się żebrakami lub będą pracować za głodowe stawki. Media, donoszące o atakach somalijskich piratów, rzadko wspominają, jak wielu z nich było wcześniej rybakami – dopóki zagraniczne floty nie zniszczyły ich tradycyjnych, wspólnie użytkowanych łowisk. Rynki długo traktowały naturę jako bezpański zasób, albo martwy obiekt – coś bez życia, bez godności, bez świętości. Ale teraz dochodzi to do alarmującego poziomu. Firmy biotechnologiczne i wyższe uczelnie są właścicielami jednej piątej ludzkiego genomu. Firma Myriad Genetics z Salt Lake City zastrzegła patent na „gen podatności na raka piersi”, co daje jej monopol kontroli nad pewnymi typami badań. Patent uniemożliwia innym naukowcom badanie genetycznych źródeł raka piersi bez zgody firmy.


Jednym z najwiêkszych dóbr wspólnych wokó³ nas jest Internet. Jest wra¿liwy na zagro¿enia w³aœnie dlatego, ¿e jest tak wspólny. Jak widaæ z doœwiadczeñ krajów tak autorytarnych jak Chiny i Egipt – oraz wendetty administracji Obamy przeciw Wikileaks – rz¹dy niekoniecznie chc¹, aby u¿ytkownicy tego dobra mieli swobodê komunikowania siê. Wiele firm telekomunikacyjnych chcia³oby przekszta³ciæ Internet w pasa¿ handlowy i zmarginalizowaæ cyfrowe dobra wspólne, odrzucaj¹c zasady neutralnoœci sieciowej. Hollywood i przemys³ nagrañ chcia³yby uczyniæ remiksy, niezale¿ne produkcje i dzielenie siê plikami przestêpstwem, rozszerzaj¹c zasiêg prawa autorskiego i sankcji za jego ³amanie.
Rozkwitający przemysł nanotechnologii tworzy nowe rodzaje syntetycznych materiałów, lepsze niż naturalne, a potem rości sobie prawo do kontrolowania ich wykorzystania. Zamierzeniem jest całkowite zastąpienie materiałów naturalnych syntetycznymi. To jest powtarzalny schemat: Monsanto używa genetycznie modyfikowanych nasion, aby wyprzeć naturalne; Microsoft swoim systemem operacyjnym zmarginalizował niemal wszystkie inne; międzynarodowe firmy z branży napojów wypierają pitna wodę z kranu swoimi butelkowanymi substytutami. Jedna z pierwszych prób sprywatyzowania zasobów wody pitnej miała miejsce w 2002 roku, w Cochabamba w Boliwii, kiedy to rząd, wraz z Bechtel Corporation, sprywatyzował miejskie zasoby wody pitnej, zgłaszając nawet roszczenia do wody deszczowej. Niedawno miliarder T. Boone Pickens wydał ponad 100 milionów dolarów na zakup terenów złóż wodonośnych na wyżynach Teksasu, co może znacznie podnieść koszty życia dla tamtejszych społeczności, jeśli woda zostanie sprywatyzowana.


Zaledwie zacz¹³em opisywaæ potê¿ny obszar wspó³czeœnie prowadzonych grodzeñ. Oto jeszcze kilka próbek: przestrzeñ powietrzna, oceany, geny, badania naukowe finansowane z podatków, przestrzeñ publiczna w miastach, prywatyzowane drogi i lotniska, cieki wodne i wiele innych.
Dzisiaj grodzi się nie tylko lądy i morza. Wszystko może zostać sprywatyzowane i wystawione na sprzedaż. Algorytm matematyczny można zastrzec, jeśli zawarty jest w oprogramowaniu i może służyć nowym komercyjnym celom. McDonalds zastrzega przedrostek „Mc”, żebyś nie mogł nazwać swojego lokalu McSushi, lub McVegan, ani swojego hotelu McSleep8. Amerykański odpowiednik ZAiKSu  zażądał kiedyś od organizatorów młodzieżowych obozów letnich ryczałtowej opłaty licencyjnej za piosenki śpiewane przez młodzież przy ogniskach. Pamiętajmy, to nie są odosobnione przypadki! Więcej ich opisałem w 2005 roku, w książce Brand Name Bullies: The Quest to Own and Control Culture .


Grodzenia to wyw³aszczanie. To proces, w którym silniejszy przekszta³ca dobro, wspó³u¿ytkowane przez spo³ecznoœæ, w towar, który mo¿na posiadaæ i sprzedaæ na rynku. Grodzenia ¿eruj¹ na wspólnym dostatku, prywatyzuj¹c go, komercjalizuj¹c i pozbawiaj¹c dotychczasowych u¿ytkowników ich niezale¿noœci i zasobów. Agresywnie wyrywaj¹ zasoby z ich lokalnego, zakorzenionego kontekstu i przemieniaj¹ w standaryzowane, sprzedawalne obiekty.
Jednym z największych dóbr wspólnych wokół nas jest Internet. Jest wrażliwy na zagrożenia właśnie dlatego, że jest tak wspólny. Jak widać z doświadczeń krajów tak autorytarnych jak Chiny i Egipt – oraz wendetty administracji Obamy przeciw Wikileaks – rządy niekoniecznie chcą, aby użytkownicy tego dobra mieli swobodę komunikowania się.  Wiele firm telekomunikacyjnych chciałoby przekształcić  Internet w pasaż handlowy i zmarginalizować cyfrowe dobra wspólne, odrzucając zasady neutralności sieciowej. Hollywood i przemysł nagrań chciałyby uczynić remiksy, niezależne produkcje i dzielenie się plikami przestępstwem, rozszerzając zasięg prawa autorskiego i sankcji za jego łamanie.  


Grodzenia zmiataj¹ z drogi relacje spo³eczne, tradycje kulturowe i dotychczas istniej¹ce poczucie wspólnoty. Wymuszaj¹ skrajny indywidualizm, przemieniaj¹ obywatela w konsumenta, zwiêkszaj¹ nierównoœci spo³eczne. Pieni¹dz staje siê wyznacznikiem wartoœci i pozycji w takim spo³eczeñstwie. Ten proces znany jest ogólnie pod nazw¹ „rozwoju”.
Zaledwie zacząłem opisywać potężny obszar współcześnie prowadzonych grodzeń. Oto jeszcze kilka próbek: przestrzeń powietrzna, oceany, geny, badania naukowe finansowane z podatków, przestrzeń publiczna w miastach, prywatyzowane drogi i lotniska, cieki wodne i wiele innych.


Grodzenia s¹ objawami g³êbokiej perwersji i wady we wspó³czesnej myœli ekonomicznej: niezdolnoœci rozró¿nienie pomiêdzy iloœciowym wzrostem aktywnoœci rynku, a tak¹ aktywnoœci¹, która jest po¿yteczna spo³ecznie i zrównowa¿ona ekologicznie. PKB uto¿samia materialny „przerób” Machiny Rynku z postêpem ludzkoœci.
Grodzenia to wywłaszczanie. To proces, w którym silniejszy przekształca dobro, współużytkowane przez społeczność, w towar, który można posiadać i sprzedać na rynku. Grodzenia żerują na wspólnym dostatku, prywatyzując go, komercjalizując i pozbawiając dotychczasowych użytkowników ich niezależności i zasobów. Agresywnie wyrywają zasoby z ich lokalnego, zakorzenionego kontekstu i przemieniają w standaryzowane, sprzedawalne obiekty.


Ten sofizmat utrzymuje siê z dwóch powodów. Po pierwsze, PKB nie mierzy naszego nierynkowego wspólnego dostatku – tego, co niezaksiêgowane, wspólne, wiêc niczyje. Po drugie, PKB nie bierze pod uwagê niewiarygodnych iloœci antybogactwa9 tworzonego przez gospodarkê.
Grodzenia zmiatają z drogi relacje społeczne, tradycje kulturowe i dotychczas istniejące poczucie wspólnoty. Wymuszają skrajny indywidualizm, przemieniają obywatela w konsumenta, zwiększają nierówności społeczne. Pieniądz staje się wyznacznikiem wartości i pozycji w takim społeczeństwie. Ten proces znany jest ogólnie pod nazwą „rozwoju”.


Antybogactwo (oryg. Illth) to termin stworzony przez Johna Ruskina na okreœlenie przeciwieñstwa bogactwa. Moje podziêkowania dla Petera Barnesa za zapoznanie mnie z tym pojêciem. Antybogactwo to œmieci, zanieczyszczenia, choroby i szkody, jakie gospodarka [rynkowa] wyrz¹dza dobru wspólnemu. To nadmierne zad³u¿anie siê na przysz³oœæ, zmieniaj¹ce ludzi w kredytowych zombie.
Grodzenia są objawami głębokiej perwersji i wady we współczesnej myśli ekonomicznej: niezdolności rozróżnienie pomiędzy ilościowym wzrostem aktywności rynku, a taką aktywnością, która jest pożyteczna społecznie i zrównoważona ekologicznie. PKB utożsamia materialny „przerób” Machiny Rynku z postępem ludzkości.


Ekonomiœci maj¹ na to przyjemniejsze okreœlenie – market externality. Podstawowym problemem jest fakt, ¿e gospodarka korzysta z dobra wspólnego – w postaci darmowego lub ulgowego dostêpu do naszych wspólnych zasobów. A potem, wszystko to, czego nie da siê obróciæ w prywatny zysk, zostaje wyrzucone znów w obszar wspólny – jako antybogactwo. Politycy i ekonomiœci piej¹ nad iloœciami prywatnego bogactwa generowanego przez system – ale systematycznie ignoruj¹ iloœci spo³ecznego antybogactwa, stanowi¹cego odpad tego samego procesu. Liczy siê tylko wartoœæ rynkowa – ca³y system jest sfa³szowany.
Ten sofizmat utrzymuje się z dwóch powodów. Po pierwsze, PKB nie mierzy naszego nierynkowego wspólnego dostatku tego, co niezaksięgowane, wspólne, więc niczyje. Po drugie, PKB nie bierze pod uwagę niewiarygodnych ilości antybogactwa9 tworzonego przez gospodarkę.  


Antybogactwo (oryg. Illth) to termin stworzony przez Johna Ruskina na określenie przeciwieństwa bogactwa. Moje podziękowania dla Petera Barnesa za zapoznanie mnie z tym pojęciem. Antybogactwo to śmieci, zanieczyszczenia, choroby i szkody, jakie gospodarka [rynkowa] wyrządza dobru wspólnemu. To nadmierne zadłużanie się na przyszłość, zmieniające ludzi w kredytowych zombie.


L¹dujemy wiêc w perwersyjnej sytuacji, w której musimy tworzyæ wci¹¿ wiêcej antybogactwa, ¿eby tworzyæ bogactwo. I mówi nam siê, ¿e nie rozwi¹¿emy naszych potrzeb – opieki zdrowotnej, edukacji, sprawiedliwoœci spo³ecznej, ochrony œrodowiska jeœli nie bêdziemy wytwarzaæ jeszcze wiêcej bogactwa. Prawdziwe Szaleñstwo Czerwonej Królowej. Jak Czerwona Królowa powiedzia³a Alicji w Krainie Czarów musisz biec tak szybko, jak potrafisz, coraz szybciej, ¿eby tylko pozostaæ w tym samym miejscu.
Ekonomiści mają na to przyjemniejsze określenie – market externality. Podstawowym problemem jest fakt, że gospodarka korzysta z dobra wspólnego – w postaci darmowego lub ulgowego dostępu do naszych wspólnych zasobów. A potem, wszystko to, czego nie da się obrócić w prywatny zysk, zostaje wyrzucone znów w obszar wspólny jako antybogactwo. Politycy i ekonomiści pieją nad ilościami prywatnego bogactwa generowanego przez system ale systematycznie ignorują ilości społecznego antybogactwa, stanowiącego odpad tego samego procesu. Liczy się tylko wartość rynkowa – cały system jest sfałszowany.


Szaleñstwo Czerwonej Królowej jest teraz podstaw¹ œwiatowej gospodarki. Musimy wci¹¿ zu¿ywaæ wiêcej i wiêcej nieodnawialnych zasobów, szybciej i szybciej, po to tylko, ¿eby utrzymaæ obecny standard ¿ycia – jednoczeœnie tworz¹c coraz wiêcej antybogactwa, z którym nikt nie chce siê zmierzyæ. Globalne ocieplenie jest logiczn¹ konsekwencj¹ takiej mentalnoœci.
Lądujemy więc w perwersyjnej sytuacji, w której musimy tworzyć wciąż więcej antybogactwa, żeby tworzyć bogactwo. I mówi nam się, że nie rozwiążemy naszych potrzeb – opieki zdrowotnej, edukacji, sprawiedliwości społecznej, ochrony środowiska – jeśli nie będziemy wytwarzać jeszcze więcej bogactwa. Prawdziwe Szaleństwo Czerwonej Królowej. Jak Czerwona Królowa powiedziała Alicji w Krainie Czarów – musisz biec tak szybko, jak potrafisz, coraz szybciej, żeby tylko pozostać w tym samym miejscu.


Oczywiœcie, rz¹dy zawsze próbuj¹ ustaliæ granice. A korporacje zawsze deklaruj¹ „zielone” podejœcie. Ale b¹dŸmy powa¿ni: historia pokazuje, ¿e ani Pañstwo, ani Rynek nie potrafi¹ postawiæ granic aktywnoœci gospodarczej. Prawd¹ jest te¿, ¿e obie strony maj¹ powa¿ne powody, aby tego nie robiæ. Wzrost jest tym, co napêdza œwiatow¹ gospodarkê i wzrost zasila skarbce pañstwowe. Wzrost uznaje siê za mitologiczny imperatyw „postêpu”. Stawianie mu barier jest niew³aœciwe, bo zmniejszy³oby to zyski inwestorów i wp³ywy z podatków, a zmusi³o do przyjrzenia siê problemów nierównej dystrybucji [bogactwa], o których elity wol¹ nie myœleæ.
Szaleństwo Czerwonej Królowej jest teraz podstawą światowej gospodarki. Musimy wciąż zużywać więcej i więcej nieodnawialnych zasobów, szybciej i szybciej, po to tylko, żeby utrzymać obecny standard życia – jednocześnie tworząc coraz więcej antybogactwa, z którym nikt nie chce się zmierzyć. Globalne ocieplenie jest logiczną konsekwencją takiej mentalności.


Oczywiście, rządy zawsze próbują ustalić granice. A korporacje zawsze deklarują „zielone” podejście. Ale bądźmy poważni: historia pokazuje, że ani Państwo, ani Rynek nie potrafią postawić granic aktywności gospodarczej. Prawdą jest też, że obie strony mają poważne powody, aby tego nie robić. Wzrost jest tym, co napędza światową gospodarkę i wzrost zasila skarbce państwowe. Wzrost uznaje się za mitologiczny imperatyw „postępu”.  Stawianie mu barier jest niewłaściwe, bo zmniejszyłoby to zyski inwestorów i wpływy z podatków, a zmusiło do przyjrzenia się problemów nierównej dystrybucji [bogactwa], o których elity wolą nie myśleć.


==4. WARTOŒÆ DÓBR WSPÓLNYCH==


Jeœli rynek i pañstwo s¹ narzêdziami grodzeñ, to co mo¿emy zrobiæ? S¹dzê, ¿e trzeba zacz¹æ od rozeznania pozytywnych wartoœci Dobra Wspólnego i wtedy opracowywaæ nowe systemy – prawne, technologiczne, spo³eczne – aby je chroniæ przed dezintegracj¹.
==4. Wartość Dóbr Wspólnych==


Wskazówk¹ mog¹ tu byæ dawne obyczaje angielskich „Commoners”, jak „beating the bounds”. Co roku, gromadnie, obchodzili oni granice wspólnej ziemi, wyszukuj¹c i niszcz¹c wszelkie grodz¹ce j¹ p³oty, murki czy ¿ywop³oty. By³ to festyn ca³ej spo³ecznoœci, pomagaj¹cy nie tylko utrzymaæ spójnoœæ wspólnej ziemi, ale te¿ relacje spo³eczne z ni¹ zwi¹zane.
Jeśli rynek i państwo są narzędziami grodzeń, to co możemy zrobić? Sądzę, że trzeba zacząć od rozeznania pozytywnych wartości Dobra Wspólnego i wtedy opracowywać nowe systemy – prawne, technologiczne, społeczne – aby je chronić przed dezintegracją.


Jest to strategia i tradycja, jak¹, jak s¹dzê, powinniœmy wskrzesiæ. Jednak¿e s¹ ju¿ i wspó³czesne mechanizmy tego rodzaju. Licencja GPL10 zapewnia, ¿e programy wykonane na podstawie wolnego oprogramowania tak¿e bêd¹ swobodnie dostêpne. W innym i nieco wê¿szym zakresie, Creative Commons robi to samo dla innych dzie³ ludzkich. Ogólna zasada brzmi: co powsta³o z dóbr wspólnych, pozostaje dobrem wspólnym – chyba, ¿e spo³ecznoœæ postanowi inaczej.
Wskazówką mogą tu być dawne obyczaje angielskich „Commoners”, jak „beating the bounds”. Co roku, gromadnie, obchodzili oni granice wspólnej ziemi, wyszukując i niszcząc wszelkie grodzące ją płoty, murki czy żywopłoty. Był to festyn całej społeczności, pomagający nie tylko utrzymać spójność wspólnej ziemi, ale też relacje społeczne z nią związane.


Dobro wspólne daje nam nowy jêzyk dla opisu nowej przysz³oœci. Pozwala nam rozwin¹æ opowieœæ bogatsz¹, ni¿ ta dozwolona przez neoliberaln¹ ekonomiê i politykê. Pomaga nam uczyniæ to, z czym nie radzi sobie Rynek i Pañstwo – utrzymaæ jednoœæ natury, kultury i spo³ecznoœci, oraz kultywowaæ etykê skromnego dostatku.
Jest to strategia i tradycja, jaką, jak sądzę, powinniśmy wskrzesić. Jednakże są już i współczesne mechanizmy tego rodzaju. Licencja GPL10 zapewnia, że programy wykonane na podstawie wolnego oprogramowania także będą swobodnie dostępne. W innym i nieco węższym zakresie, Creative Commons robi to samo dla innych dzieł ludzkich. Ogólna zasada brzmi: co powstało z dóbr wspólnych, pozostaje dobrem wspólnym – chyba, że społeczność postanowi inaczej.
Dobro wspólne pomaga nam zobaczyæ, ¿e tak naprawdê jesteœmy bogatsi, ni¿ nam siê wydaje. Nasze wspólne bogactwo to ani prywatne zapasy, ani oszczêdnoœci. To spo³ecznie wytworzone bogactwo w³¹czone w poszczególne wspólnoty interesów, które opiekuj¹ siê nim. Tego bogactwa nie da siê po prostu kupiæ czy sprzedaæ jak towaru. Co wiêcej, ulotni siê ono, jeœli nie ustrze¿emy przed dezintegracj¹ dobra wspólnego, które je generuje.


Oto kilka przyk³adów.
Dobro wspólne daje nam nowy język dla opisu nowej przyszłości. Pozwala nam rozwinąć opowieść bogatszą, niż ta dozwolona przez neoliberalną ekonomię i politykę. Pomaga nam uczynić to, z czym nie radzi sobie Rynek i Państwo – utrzymać jedność natury, kultury i społeczności, oraz kultywować etykę skromnego dostatku.
Dobro wspólne pomaga nam zobaczyć, że tak naprawdę jesteśmy bogatsi, niż nam się wydaje. Nasze wspólne bogactwo to ani prywatne zapasy, ani oszczędności. To społecznie wytworzone bogactwo włączone w poszczególne wspólnoty interesów, które opiekują się nim. Tego bogactwa nie da się po prostu kupić czy sprzedać jak towaru. Co więcej, ulotni się ono, jeśli nie ustrzeżemy przed dezintegracją dobra wspólnego, które je generuje.


Rajendra Singh, za³o¿yciel Young India Association (Tarun Bharat Sangh, albo TBS), pomóg³ w uzdrowieniu lokalnego ekosystemu w Rajastanie, wprowadzaj¹c system dóbr wspólnych. Z powodu rabunkowej gospodarki wodnej rzeki w tamtym rejonie ca³kowicie wysch³y. U¿ywaj¹c niemal zapomnianej tradycyjnej technologii ma³ej retencji – i traktuj¹c zasoby wody jako œwiête, bêd¹ce w powiernictwie miejscowych spo³ecznoœci – YIA zdo³a³o przywróciæ przep³yw wody w korytach piêciu rzek i podnieœæ poziom wód gruntowych o prawie 7 metrów. Gleba sta³a siê ¿yŸniejsza i wilgotna. Ludzie zaczêli powracaæ na te tereny, odbudowuj¹c gospodarstwa i tworz¹c nowe firmy.
Oto kilka przykładów.


Rajendra Singh, założyciel Young India Association (Tarun Bharat Sangh, albo TBS) , pomógł w uzdrowieniu lokalnego ekosystemu w Rajastanie, wprowadzając system dóbr wspólnych. Z powodu rabunkowej gospodarki wodnej rzeki w tamtym rejonie całkowicie wyschły. Używając niemal zapomnianej tradycyjnej technologii małej retencji – i traktując zasoby wody jako święte, będące w powiernictwie miejscowych społeczności – YIA zdołało przywrócić przepływ wody w korytach pięciu rzek i podnieść poziom wód gruntowych o prawie 7 metrów.
Gleba stała się żyźniejsza i wilgotna. Ludzie zaczęli powracać na te tereny, odbudowując gospodarstwa i tworząc nowe firmy.


W styczniu 2010 by³em w Indiach i przywioz³em nastêpn¹ opowieœæ o tym, jak oddolnie stworzone dobra wspólne pokona³y patologiê wolnego rynku. W ma³ej miejscowoœci Erakulapally, dwie godziny na zachód od Hyderabadu, najubo¿sze wieœniaczki z najni¿szej kasy Dalitów by³y wyrobniczkami na farmie lokalnego ziemianina.  
W styczniu 2010 byłem w Indiach i przywiozłem następną opowieść o tym, jak oddolnie stworzone dobra wspólne pokonały patologię wolnego rynku. W małej miejscowości Erakulapally, dwie godziny na zachód od Hyderabadu, najuboższe wieśniaczki z najniższej kasy Dalitów były  wyrobniczkami na farmie lokalnego ziemianina. Zarabiały tyle, że starczało im na jeden posiłek dziennie. Pojawiła się wśród nich idea, żeby wyszukiwać i odtwarzać z nasion tradycyjne odmiany roślin uprawnych, jakie ich przodkowie uprawiali od pokoleń. Odmiany, znakomicie zaadaptowane do półpustynnego ekosystemu i klimatu Andhra Pradesh.


Zarabia³y tyle, ¿e starcza³o im na jeden posi³ek dziennie. Pojawi³a siê wœród nich idea, ¿eby wyszukiwaæ i odtwarzaæ z nasion tradycyjne odmiany roœlin uprawnych, jakie ich przodkowie uprawiali od pokoleñ. Odmiany, znakomicie zaadaptowane do pó³pustynnego ekosystemu i klimatu Andhra Pradesh.
Wyszukując takie nasiona i wymieniając się nimi, zamiast kupować współczesne, opatentowane odmiany, kobiety zdołały odtworzyć zrównoważone, lepsze odżywczo odmiany uprawne. Zdołały uniezależnić się żywnościowo od gospodarki towarowej (rynkowej), która nigdy nie służyła ich pożytkowi. Kobiety  z Erakulapally uzyskały niezależność żywnościową bez zagranicznych doradców, pomocy rządowej, opatentowanych nasion czy chemicznych środków ochrony roślin. Ten samowystarczalny model rozpowszechnił się szybko. Teraz około pięciu tysięcy kobiet, w 75 wioskach w Andhra Pradesh, wymienia się nasionami i nagraniami video z poradami rolnymi.


Wyszukuj¹c takie nasiona i wymieniaj¹c siê nimi, zamiast kupowaæ wspó³czesne, opatentowane odmiany, kobiety zdo³a³y odtworzyæ zrównowa¿one, lepsze od¿ywczo odmiany uprawne. Zdo³a³y uniezale¿niæ siê ¿ywnoœciowo od gospodarki towarowej (rynkowej), która nigdy nie s³u¿y³a ich po¿ytkowi. Kobiety z Erakulapally uzyska³y niezale¿noœæ ¿ywnoœciow¹ bez zagranicznych doradców, pomocy rz¹dowej, opatentowanych nasion czy chemicznych œrodków ochrony roœlin. Ten samowystarczalny model rozpowszechni³ siê szybko. Teraz oko³o piêciu tysiêcy kobiet, w 75 wioskach w Andhra Pradesh, wymienia siê nasionami i nagraniami video z poradami rolnymi.
Bardzo interesująca jest rola Internetu w powielaniu modelu „innowacyjnej współpracy” w nowych miejscach.


Bardzo interesuj¹ca jest rola Internetu w powielaniu modelu „innowacyjnej wspó³pracy” w nowych miejscach.
System Intensyfikacji Ryżu11 (SIR) to setki farmerów w 40 krajach, od Kuby, przez Sri Lankę, do Indii, używających Internetu dla ulepszenia swych upraw ryżu. Zamiast stosować się do rad firm nasiennych i produkujących chemię agrotechniczną – zamiast stosować syntetyczne pestycydy, genetycznie modyfikowane odmiany i uprawę monokulturową, hodowcy ryżu stworzyli swoją własną, oddolną, globalną sieć wymiany wiedzy rolniczej, zwiększając plony tradycyjnych odmian ryżu. Jest to coś w rodzaju „rolnictwa open source”, opartego na tradycyjnych zasadach współpracy.
System Intensyfikacji Ry¿u11 (SIR) to setki farmerów w 40 krajach, od Kuby, przez Sri Lankê, do Indii, u¿ywaj¹cych Internetu dla ulepszenia swych upraw ry¿u. Zamiast stosowaæ siê do rad firm nasiennych i produkuj¹cych chemiê agrotechniczn¹ – zamiast stosowaæ syntetyczne pestycydy, genetycznie modyfikowane odmiany i uprawê monokulturow¹, hodowcy ry¿u stworzyli swoj¹ w³asn¹, oddoln¹, globaln¹ sieæ wymiany wiedzy rolniczej, zwiêkszaj¹c plony tradycyjnych odmian ry¿u. Jest to coœ w rodzaju „rolnictwa open source”, opartego na tradycyjnych zasadach wspó³pracy.


To s¹ przyk³ady na ma³¹ skalê, z peryferyjnych krajów – ale dobra wspólne maj¹ siê dobrze tak¿e w nowoczesnych industrialnych spo³eczeñstwach. Miejskie ogrodnictwo, co-housing, co-working – to przyk³ady rozkwitu dóbr wspólnych. Partycypacyjny bud¿et miejski, zainicjowany w brazylijskim Porto Allegre, rozprzestrzeni³ siê na inne miasta. Burmistrz San Francisco powo³a³ formalny zespó³ do spraw „gospodarki wspó³dzielenia”, aby zbadaæ mo¿liwoœci spo³ecznej konsumpcji na tym terenie.
To są przykłady na małą skalę, z peryferyjnych krajów – ale dobra wspólne mają się dobrze także w nowoczesnych industrialnych społeczeństwach. Miejskie ogrodnictwo, co-housing, co-working – to przykłady rozkwitu dóbr wspólnych. Partycypacyjny budżet miejski, zainicjowany w brazylijskim Porto Allegre12, rozprzestrzenił się na inne miasta. Burmistrz San Francisco powołał formalny zespół do spraw „gospodarki współdzielenia”, aby zbadać możliwości społecznej konsumpcji na tym terenie.


Mo¿na te¿ wskazaæ wiêksze organizacje, staraj¹ce siê promowaæ dobro wspólne i wykorzystywaæ kooperacjê w spo³ecznoœciach. Mog¹ siê ró¿niæ charakterem, ale chroni¹ dobra wspólne: ziemiê, wodê, atmosferê. Czêsto anga¿uje siê w to te¿ pañstwo, tworz¹c „dobra wspólne w powiernictwie pañstwa”. Przyk³adem jest Alaska Permanent Fund13, otrzymuj¹cy udzia³ w dochodach Alaski z górnictwa naftowego i wyp³acaj¹cy coroczn¹ dywidendê ka¿demu uprawnionemu obywatelowi. W tym roku dywidenda wynios³a 878 USD – oko³o dwóch trzecich œredniej z poprzednich kilku lat.
Można też wskazać większe organizacje, starające się promować dobro wspólne i wykorzystywać kooperację w społecznościach. Mogą się różnić charakterem, ale chronią dobra wspólne: ziemię, wodę, atmosferę. Często angażuje się w to też państwo, tworząc „dobra wspólne w powiernictwie państwa”. Przykładem jest Alaska Permanent Fund13, otrzymujący udział w dochodach Alaski z górnictwa naftowego i wypłacający coroczną dywidendę każdemu uprawnionemu obywatelowi. W tym roku dywidenda wyniosła 878 USD – około dwóch trzecich średniej z poprzednich kilku lat.


Internet jest zapewne najwiêksz¹ si³¹ napêdow¹ paradygmatu Dobra Wspólnego, co owocuje kolosaln¹ infrastruktur¹ dla tego modelu. W mojej ksi¹¿ce Viral Spiral: How the Commoners Built a Digital Republic of Their Own opisa³em, jak pojawienie siê WWW w 1994 roku wyzwoli³o niewiarygodn¹ falê innowacji, wiele z nich w postaci spo³ecznoœci samo-organizuj¹cych siê wokó³ dóbr wspólnych. Powód: Internet zapewnia tani¹ komunikacjê i organizacjê spo³eczn¹ na skalê globaln¹. Pozwoli³ cyfrowym spo³ecznoœciom obci¹æ olbrzymie koszty organizacyjne, normalnie konieczne na tradycyjnym rynku. Dobro wspólne wygrywa dziêki kooperacji. Nazwa³em to „Wielkim Przesuniêciem Wartoœci”, co podkreœla g³êbok¹ zmianê strukturaln¹ mechanizmu tworzenia wartoœci w biznesie i kulturze.
Internet jest zapewne największą siłą napędową paradygmatu Dobra Wspólnego, co owocuje kolosalną infrastrukturą dla tego modelu. W mojej książce Viral Spiral: How the Commoners Built a Digital Republic of Their Own opisałem, jak pojawienie się WWW w 1994 roku wyzwoliło niewiarygodną falę innowacji, wiele z nich w postaci społeczności samo-organizujących się wokół dóbr wspólnych. Powód: Internet zapewnia tanią komunikację i organizację społeczną na skalę globalną. Pozwolił cyfrowym społecznościom obciąć olbrzymie koszty organizacyjne, normalnie konieczne na tradycyjnym rynku. Dobro wspólne wygrywa dzięki kooperacji. Nazwałem to „Wielkim Przesunięciem Wartości”, co podkreśla głęboką zmianę strukturalną mechanizmu tworzenia wartości w biznesie i kulturze.


[Tradycyjne] rynki wymagaj¹ kosztownych „nak³adek” w postaci biurokracji, prawników, zasobów ludzkich marketingu, z³o¿onego finansowania i wielu innych. Teraz wyobraŸmy sobie, jak spo³ecznoœæ oparta na zaufaniu i wspó³pracy, u¿ywaj¹ca prostej platformy informatycznej, mo¿e wykonaæ podobn¹ pracê, za darmo, albo bardzo tanio.
[Tradycyjne] rynki wymagają kosztownych „nakładek” w postaci biurokracji, prawników, zasobów ludzkich marketingu, złożonego finansowania i wielu innych. Teraz wyobraźmy sobie, jak społeczność oparta na zaufaniu i współpracy, używająca prostej platformy informatycznej, może wykonać podobną pracę, za darmo, albo bardzo tanio.


Profesor Wydzia³u Prawa Uniwersytetu Harvard, Yochai Benkler, w swojej wybitnej ksi¹¿ce The Wealth of Networks, napisa³ „Obserwujemy teraz pojawianie siê skuteczniejszych praktyk dzia³ania zbiorowego, nie potrzebuj¹cych koordynacji ani przez system cen, ani przez centraln¹ strukturê zarz¹dzania.” Benkler nazywa ten fenomen „commons-based peer production”, opisuj¹c go jako „wspó³dzielenie zasobów i wytworów [pracy] wœród wspó³pracuj¹cych ze sob¹, rozproszonych i s³abo powi¹zanych jednostek.”
Profesor Wydziału Prawa Uniwersytetu Harvard, Yochai Benkler, w swojej wybitnej książce The Wealth of Networks , napisał „Obserwujemy teraz pojawianie się skuteczniejszych praktyk działania zbiorowego, nie potrzebujących koordynacji ani przez system cen, ani przez centralną strukturę zarządzania.” Benkler nazywa ten fenomen „commons-based peer production”, opisując go jako „współdzielenie zasobów i wytworów [pracy] wśród współpracujących ze sobą, rozproszonych i słabo powiązanych jednostek.”


Otwarte platformy internetowe wymuszaj¹ zmiany nie tylko w strategiach biznesowych, czy zachowaniach w organizacji, ale te¿ w samej definicji bogactwa. W Internecie, bogactwo nie jest ju¿ tylko pieniê¿ne, ani te¿ nie musi byæ w³asnoœci¹ prywatn¹. Bogactwo, stworzone dziêki otwartym platformom, to czêsto wartoœæ stworzona spo³ecznie, wspó³dzielona, zmieniaj¹ca siê i niewymienna na pieni¹dze. Unosi siê, mo¿na rzec, w powietrzu, dostêpna dla wszystkich.
Otwarte platformy internetowe wymuszają zmiany nie tylko w strategiach biznesowych, czy zachowaniach w organizacji, ale też w samej definicji bogactwa. W Internecie, bogactwo nie jest już tylko pieniężne, ani też nie musi być własnością prywatną. Bogactwo, stworzone dzięki otwartym platformom, to często wartość stworzona społecznie, współdzielona, zmieniająca się i niewymienna na pieniądze.   Unosi się, można rzec, w powietrzu, dostępna dla wszystkich.


Wartoœæ kreowana spo³ecznie istnieje od zawsze, rzecz jasna, ale nie zawsze by³a widoczna czy istotna kulturowo. Konwencjonalna ekonomia dos³ownie nie widzi tej kategorii z racji braku ceny. Ale model dóbr wspólnych pokazuje, ¿e nie potrzebujemy ani rynków, ani rz¹dów, aby stworzyæ coœ, co ma wielk¹ wartoœæ. Dobro wspólne jest, w rzeczy samej, ca³kiem inn¹ wartoœci¹, przeznaczon¹, aby tworzyæ niepodzielne, zintegrowane spo³ecznie, wspólne bogactwo. W³aœciwie zarz¹dzane, dobra wspólne nie s¹ „tragedi¹”, lecz wysoce produktywne – tyle, ¿e nie da siê ich sprywatyzowaæ, ani zmonetyzowaæ.
Wartość kreowana społecznie istnieje od zawsze, rzecz jasna, ale nie zawsze była widoczna czy istotna kulturowo. Konwencjonalna ekonomia dosłownie nie widzi tej kategorii z racji braku ceny. Ale model dóbr wspólnych pokazuje, że nie potrzebujemy ani rynków, ani rządów, aby stworzyć coś, co ma wielką wartość.
Dobro wspólne jest, w rzeczy samej, całkiem inną wartością, przeznaczoną, aby tworzyć niepodzielne, zintegrowane społecznie, wspólne bogactwo. Właściwie zarządzane, dobra wspólne nie są „tragedią”, lecz wysoce produktywne – tyle, że nie da się ich sprywatyzować, ani zmonetyzować.


To jest powa¿na innowacja – nie taka jak nowy fajny produkt, czy technologia, ale nowy spo³eczno-ekonomiczny paradygmat i œwiatopogl¹d. Nowy/stary sposób tworzenia wartoœci. Osi¹gania u¿ytecznych wyników poza sfer¹ dzia³ania rynków i rz¹dów. Samo-organizuj¹ce siê projekty i platformy polityczne zaczynaj¹ siê komunikowaæ miêdzy sob¹ i zwiêkszaæ skalê dzia³ania. A po drodze, zmieniaj¹ i stawiaj¹ czo³a instytucjom „w realu”.
To jest poważna innowacja – nie taka jak nowy fajny produkt, czy technologia, ale nowy społeczno-ekonomiczny paradygmat i światopogląd. Nowy/stary sposób tworzenia wartości. Osiągania użytecznych wyników poza sferą działania rynków i rządów. Samo-organizujące się projekty i platformy polityczne zaczynają się komunikować między sobą i zwiększać skalę działania. A po drodze, zmieniają i stawiają czoła instytucjom „w realu”.


Ró¿norodnoœæ i obfitoœæ dóbr wspólnych jest ju¿ tak du¿a, ¿e mo¿na mówiæ o Sektorze Dóbr Wspólnych w dziedzinie wiedzy, kultury i twórczoœci. Pomyœlmy o setkach milionów zdjêæ na Flickr.com albo o milionach hase³ Wikipedii w 285 jêzykach. Pomyœlmy o ponad 8000 wolnych czasopism naukowych, omijaj¹cych kosztowne kana³y komercyjnej dystrybucji. Pomyœlmy o wolnych podrêcznikach, otwartym nauczaniu zapocz¹tkowanym przez MIT. Pomyœlmy o setkach milionów tekstów, filmów i nagrañ dŸwiêkowych, opublikowanych na licencji Creative Commons dla ³atwiejszego rozpowszechniania. Niezliczone te cyfrowe dobra wspólne, wytworzone i rozpowszechniane spo³ecznoœciowo.
Różnorodność i obfitość dóbr wspólnych jest już tak duża, że można mówić o Sektorze Dóbr Wspólnych w dziedzinie wiedzy, kultury i twórczości. Pomyślmy o setkach milionów zdjęć na Flickr.com albo o milionach haseł Wikipedii w 285 językach. Pomyślmy o ponad 8000 wolnych czasopism naukowych, omijających kosztowne kanały komercyjnej dystrybucji. Pomyślmy o wolnych podręcznikach, otwartym nauczaniu zapoczątkowanym przez MIT. Pomyślmy o setkach milionów tekstów, filmów i nagrań dźwiękowych, opublikowanych na licencji Creative Commons dla łatwiejszego rozpowszechniania. Niezliczone te cyfrowe dobra wspólne, wytworzone i rozpowszechniane społecznościowo.


Wspólne zasoby naturalne s¹ tak¿e produktywne, nawet jeœli nie odnawialne. Jest wiele spo³ecznoœci zarz¹dzaj¹cych lasami, ³owiskami i nawadnianiem. Acequias w Nowym Meksyku, ejidos w Meksyku, ziemie Indian Amerykañskich i ich uœwiêcony zwi¹zek z natur¹.
Wspólne zasoby naturalne są także produktywne, nawet jeśli nie odnawialne. Jest wiele społeczności zarządzających lasami, łowiskami i nawadnianiem. Acequias w Nowym Meksyku, ejidos w Meksyku, ziemie Indian Amerykańskich i ich uświęcony związek z naturą14.  


Dobra wspólne to tak¿e miejskie ogrodnictwo, ruch Slow Food, rolnictwo wspierane spo³ecznoœciowo15 i ruch Transition Towns – wœród wielu innych. Szczegó³y struktur i sposobów rz¹dzenia siê s¹ ró¿ne, zale¿nie od spo³ecznoœci i rodzaju dobra wspólnego. Inne potrzeby dóbr niezbêdnych do ¿ycia, inne – cyfrowych dóbr kultury. Ekonomia daru, obecna wœród badaczy, couchsurferów czy dawców krwi, nie bêdzie u¿yteczna dla wspólnotowych ogrodów czy przestrzeni publicznej.
Dobra wspólne to także miejskie ogrodnictwo, ruch Slow Food, rolnictwo wspierane społecznościowo15 i ruch Transition Towns – wśród wielu innych. Szczegóły struktur i sposobów rządzenia się są różne, zależnie od społeczności i rodzaju dobra wspólnego. Inne potrzeby dóbr niezbędnych do życia, inne – cyfrowych dóbr kultury. Ekonomia daru, obecna wśród badaczy, couchsurferów czy dawców krwi, nie będzie użyteczna dla wspólnotowych ogrodów czy przestrzeni publicznej.  


Ale wspólne dla dóbr wspólnych s¹ partycypacyjnoœæ, inkluzywnoœæ i zarz¹dzanie wspó³dzielonymi zasobami. Odbudowuj¹ tkankê spo³eczn¹, której, jak s¹dzê, nie jest w stanie odbudowaæ ani Rynek, ani Pañstwo. Dobro wspólne ma uzdrawiaj¹c¹ logikê.
Ale wspólne dla dóbr wspólnych są partycypacyjność, inkluzywność i zarządzanie współdzielonymi zasobami. Odbudowują tkankę społeczną, której, jak sądzę, nie jest w stanie odbudować ani Rynek, ani Państwo. Dobro wspólne ma uzdrawiającą logikę.  


Kusi, aby odrzuciæ ten rodzaj innowacji jako marginalny i niewa¿ny – ale te lokalne modele zaczê³y siê rozprzestrzeniaæ i ³¹czyæ ze sob¹. Dzia³aj¹ na coraz wiêksz¹ skalê, zale¿nie od swoich zasobów i mo¿liwej koordynacji spo³ecznej.
Kusi, aby odrzucić ten rodzaj innowacji jako marginalny i nieważny – ale te lokalne modele zaczęły się rozprzestrzeniać i łączyć ze sobą. Działają na coraz większą skalę, zależnie od swoich zasobów i możliwej koordynacji społecznej.


Jako system samorz¹dnoœci, dobro wspólne zapewnia kilka krytycznie wa¿nych mo¿liwoœci, boleœnie nieobecnych w systemie neoliberalnym.
Jako system samorządności, dobro wspólne zapewnia kilka krytycznie ważnych możliwości, boleśnie nieobecnych w systemie neoliberalnym.


•Uzdolnienie ludzi do zwierzchnoœci nad zasobami, których potrzebuj¹.
Uzdolnienie ludzi do zwierzchności nad zasobami, których potrzebują.
•Ustalenie i wymuszenie granic zrównowa¿onej dzia³alnoœci dla rynków.
Ustalenie i wymuszenie granic zrównoważonej działalności dla rynków.
•Zagospodarowania „antybogactwa” - nieuchronnego odpadu rynków.
Zagospodarowania „antybogactwa” - nieuchronnego odpadu rynków.
•Ca³kowite wy³¹czenie pewnych obszarów spod dzia³ania rynków.
Całkowite wyłączenie pewnych obszarów spod działania rynków.
•Zmniejszenie nierównoœci i zagro¿eñ socjalnych.
Zmniejszenie nierówności i zagrożeń socjalnych.
•Przywrócenie osobistych relacji z natur¹ i miêdzy ludŸmi.
Przywrócenie osobistych relacji z naturą i między ludźmi.
•Stworzenie nowej ramy dla pojêcia „rozwoju”.
Stworzenie nowej ramy dla pojęcia „rozwoju”.


Œpieszê dodaæ, ¿e dobro wspólne nie jest panaceum. Ten model czêsto zawodzi, z racji niew³aœciwego przywództwa albo b³êdnych zasad samorz¹du. W spo³ecznoœciach bywa wiele niezgody i konfliktów. Wci¹¿ uczymy siê, jakiego wsparcia teoretycznego potrzebuj¹ dobra wspólne, szczególnie na wiêksz¹ skalê. Nie chcê tworzyæ wra¿enia, ¿e dobra wspólne s¹ magiczn¹ ró¿d¿k¹, woln¹ od s³aboœci wszelkich ludzkich instytucji w historii.
Śpieszę dodać, że dobro wspólne nie jest panaceum. Ten model często zawodzi, z racji niewłaściwego przywództwa albo błędnych zasad samorządu. W społecznościach bywa wiele niezgody i konfliktów. Wciąż uczymy się, jakiego wsparcia teoretycznego potrzebują dobra wspólne, szczególnie na większą skalę. Nie chcę tworzyć wrażenia, że dobra wspólne są magiczną różdżką, wolną od słabości wszelkich ludzkich instytucji w historii.


Dobra wspólne jednak zagro¿one nie tylko przez wewnêtrzn¹ s³aboœæ. Rynek i Pañstwo traktuj¹ je czêsto jako ³atwy ³up, darmowe paliwo wzrostu gospodarczego, albo jako konkurencyjne zagro¿enie. Przecie¿ dobro wspólne daje swoim opiekunom pewien zakres autonomii i kontroli nad swoim ¿yciem i zasobami. Pozwala ludziom uwolniæ siê z niezdrowej zale¿noœci od niestabilnych i drapie¿nych si³ rynku. Daje im wiêksze bezpieczeñstwo i samowystarczalnoœæ, pozwala unikn¹æ upokorzenia dobroczynnoœci i rz¹dowej opieki spo³ecznej.
Dobra wspólne jednak zagrożone nie tylko przez wewnętrzną słabość. Rynek i Państwo traktują je często jako łatwy łup, darmowe paliwo wzrostu gospodarczego, albo jako konkurencyjne zagrożenie. Przecież dobro wspólne daje swoim opiekunom pewien zakres autonomii i kontroli nad swoim życiem i zasobami. Pozwala ludziom uwolnić się z niezdrowej zależności od niestabilnych i drapieżnych sił rynku. Daje im większe bezpieczeństwo i samowystarczalność, pozwala uniknąć upokorzenia dobroczynności i rządowej opieki społecznej.  


W œwiecie, w którym pañstwo zosta³o w du¿ej mierze zaw³aszczone przez interesy bogaczy – œwiecie, w którym w³adza obywateli nad demokratycznymi instytucjami w³adzy jest bardziej fikcj¹, ni¿ rzeczywistoœci¹ – dobro wspólne daje ludziom sposób na przejêcie kontroli nad niektórymi chocia¿ aspektami ich ¿ycia. Jak to znakomicie uj¹³ Cycero: „Wolnoœæ to udzia³ we w³adzy.”
W świecie, w którym państwo zostało w dużej mierze zawłaszczone przez interesy bogaczy – świecie, w którym władza obywateli nad demokratycznymi instytucjami władzy jest bardziej fikcją, niż rzeczywistością – dobro wspólne daje ludziom sposób na przejęcie kontroli nad niektórymi chociaż aspektami ich życia. Jak to znakomicie ujął Cycero: „Wolność to udział we władzy.”


Dobro wspólne kszta³tuje nowy organizm spo³eczny – i nowy jego metabolizm. Nowe/stare rodzaje rz¹dów. Decentralizuje w³adzê i wzmaga partycypacjê. Zachêca ludzi, aby wnosili swoj¹ kreatywnoœæ w zdecentralizowane struktury poziome. Nie musz¹ ju¿ byæ petentami elit, kieruj¹cych wielkimi, hierarchicznymi machinami eksperckimi. Nie musz¹ ju¿ pozostawaæ biernymi konsumentami, ani wyalienowanymi obywatelami, wierz¹cymi œlepo, ¿e charyzmatyczny trybun, rz¹dowa agenda, albo jakaœ korporacja rozwi¹¿e ich problemy (gdy w rzeczywistoœci wielcy tego œwiata kieruj¹ siê wy³¹cznie w³asn¹, indywidualn¹, albo instytucjonaln¹, korzyœci¹). Udzia³ w dobru wspólnym pozwala cz³owiekowi staæ siê protagonist¹ w³asnego ¿ycia, co owocuje wielk¹ radoœci¹ i satysfakcj¹.
Dobro wspólne kształtuje nowy organizm społeczny – i nowy jego metabolizm. Nowe/stare rodzaje rządów. Decentralizuje władzę i wzmaga partycypację. Zachęca ludzi, aby wnosili swoją kreatywność w zdecentralizowane struktury poziome. Nie muszą już być petentami elit, kierujących wielkimi, hierarchicznymi machinami eksperckimi. Nie muszą już pozostawać biernymi konsumentami, ani wyalienowanymi obywatelami, wierzącymi ślepo, że charyzmatyczny trybun, rządowa agenda, albo jakaś korporacja rozwiąże ich problemy (gdy w rzeczywistości wielcy tego świata kierują się wyłącznie własną, indywidualną, albo instytucjonalną, korzyścią). Udział w dobru wspólnym pozwala człowiekowi  stać się protagonistą własnego życia, co owocuje wielką radością i satysfakcją.


Z tych w³aœnie powodów, ruch na rzecz dóbr wspólnych staje siê tak powszechny i miêdzynarodowy. Oto szybki przegl¹d najwybitniejszych tego przyk³adów.
Z tych właśnie powodów, ruch na rzecz dóbr wspólnych staje się tak powszechny i międzynarodowy. Oto szybki przegląd najwybitniejszych tego przykładów.




==5. DOBRO WSPÓLNE RUCH MIÊDZYNARODOWY.==
==5. Dobro Wspólne ruch międzynarodowy.==


W Europie rozkwita zainteresowanie dobrem wspólnym, jako wizj¹ i podstaw¹ przebudowy ¿ycia codziennego, politycznego i kulturalnego. W Niemczech ten temat zyska³ ju¿ uwagê mainstreamu. Fundacja Heinricha Bö
W Europie rozkwita zainteresowanie dobrem wspólnym, jako wizją i podstawą przebudowy życia codziennego, politycznego i kulturalnego. W Niemczech ten temat zyskał już uwagę mainstreamu. Fundacja Heinricha Bö lla była szczególnie aktywna w tej dziedzinie, szczególnie na ważnej międzynarodowej konferencji na temat dóbr wspólnych w 2010 roku w Berlinie.
lla by³a szczególnie aktywna w tej dziedzinie, szczególnie na wa¿nej miêdzynarodowej konferencji na temat dóbr wspólnych w 2010 roku w Berlinie.


We W³oszech, w referendum na temat prywatyzacji miejskich wodoci¹gów i innych zasobów wodnych w kraju, 94% g³osuj¹cych odrzuci³o mo¿liwoœæ prywatyzacji. Krajowe zasoby wodne zosta³y jasno okreœlone jako dobro wspólne. G³ówn¹ figur¹ we w³oskim ruchu dóbr wspólnych jest burmistrz Neapolu, Luigi de Magistris, który powo³a³ asesora do spraw dóbr wspólnych, aby monitorowaæ i ulepszaæ lokalne dzia³ania w tej dziedzinie. Zachêca on te¿ w³oskich urzêdników municypalnych do wspierania inicjatyw lokalnych na rzecz dóbr wspólnych. W³ochy staraj¹ siê te¿ przeprowadziæ, jako inicjatywê obywatelsk¹, Europejsk¹ Kartê Dóbr Wspólnych, która ma bezpoœrednio chroniæ ró¿ne ich rodzaje.
We Włoszech, w referendum na temat prywatyzacji miejskich wodociągów i innych zasobów wodnych w kraju, 94% głosujących odrzuciło możliwość prywatyzacji. Krajowe zasoby wodne zostały jasno określone jako dobro wspólne. Główną figurą we włoskim ruchu dóbr wspólnych jest burmistrz Neapolu, Luigi de Magistris, który powołał asesora do spraw dóbr wspólnych, aby monitorować i ulepszać lokalne działania w tej dziedzinie.
Zachęca on też włoskich urzędników municypalnych do wspierania inicjatyw lokalnych na rzecz dóbr wspólnych. Włochy starają się też przeprowadzić, jako inicjatywę obywatelską, Europejską Kartę Dóbr Wspólnych, która ma bezpośrednio chronić różne ich rodzaje16.  


Wielu ludzi na Globalnym Południu uznaje wartość dóbr wspólnych, jako koncepcji ramowej: autochtoni, grupy farmerów, jak Via Campesino, Światowe Forum Społeczne17, działacze na rzecz rozwoju w mniejszych krajach. Kilka miesięcy temu, Sąd Najwyższy Indii oficjalnie uznał prawo społeczności dóbr wspólnych do ochrony przed zawłaszczeniem przez rynek – w tym przypadku chodziło o próbę zagarnięcia miejscowego stawu przez dewelopera. Rajastan przygotowuje formalny zestaw przepisów mających chronić lasy, jeziora, ziemię orną i inne wspólne zasoby naturalne.


Wielu ludzi na Globalnym Po³udniu uznaje wartoœæ dóbr wspólnych, jako koncepcji ramowej: autochtoni, grupy farmerów, jak Via Campesino, Œwiatowe Forum Spo³eczne17, dzia³acze na rzecz rozwoju w mniejszych krajach.  
Boliwijczycy wpisali do swojej konstytucji bezpośrednie prawa Matki Ziemi – z prawem do reprezentacji sądowej włącznie. Prezydent Evo Morales zachęca Narody Zjednoczone do przyjęcia traktatu międzynarodowego o tych samych skutkach.


Kilka miesiêcy temu, S¹d Najwy¿szy Indii oficjalnie uzna³ prawo spo³ecznoœci dóbr wspólnych do ochrony przed zaw³aszczeniem przez rynek – w tym przypadku chodzi³o o próbê zagarniêcia miejscowego stawu przez dewelopera. Rajastan przygotowuje formalny zestaw przepisów maj¹cych chroniæ lasy, jeziora, ziemiê orn¹ i inne wspólne zasoby naturalne.
Brazylia stała się pierwszym krajem „wolnej kultury”. Dzięki byłemu ministrowi kultury cyfrowej, muzykowi Gilberto Gil, wielu Brazylijczyków zrozumiało i pokochało wolne oprogramowanie, Creative Commons, wolną kulturę, kulturę remiksu itp. Licencje Creative Commons są stosowane w ponad 80 jurysdykcjach na całym świecie. W tym roku opublikowaliśmy ważną antologię, ponad 70 esejów na temat dóbr wspólnych, pod tytułem The Wealth of the Commons: Another World is Possible Beyond the Market and State . Jestem jej współredaktorem, razem z Silke Helfrich. Książka jest zbiorem 73 artykułów, około 90 autorów z całego świata. Niemieckie wydanie wyszło w kwietniu tego roku, wersja angielska dopiero co. Commons Strategies Group i Fundacja Böll a planują też ważną konferencje na temat dóbr wspólnych w maju 2013, na której będziemy próbowali zbadać, jak i dlaczego dobro wspólne działa jako społeczno-ekonomiczno-polityczna encja, na poziomie mikro i makro.  


Boliwijczycy wpisali do swojej konstytucji bezpoœrednie prawa Matki Ziemi z prawem do reprezentacji s¹dowej w³¹cznie. Prezydent Evo Morales zachêca Narody Zjednoczone do przyjêcia traktatu miêdzynarodowego o tych samych skutkach.
Współpracowałem także intensywnie z prof. B. Westonem18, znanym międzynarodowym znawcą prawa i praw człowieka, nad nową wizją prawa i zasad rządzenia, łączących prawa człowieka i zasady dobra wspólnego w nowy paradygmat. Nasza książka wyjaśniająca nowe idee - Green Governance: Ecological Survival, Human Rights and the Law of the Commons - wyjdzie w styczniu 2013 nakładem Cambridge University Press. „Green Governance” proponuje wszechobejmującą wizję, jak prawo i polityka mogą chronić dobra wspólne od grodzeń – a nawet wspierać je aktywnie proponując także, jak do tego celu można wykorzystać istniejące instytucje i zasady.


Brazylia sta³a siê pierwszym krajem „wolnej kultury”. Dziêki by³emu ministrowi kultury cyfrowej, muzykowi Gilberto Gil, wielu Brazylijczyków zrozumia³o i pokocha³o wolne oprogramowanie, Creative Commons, woln¹ kulturê, kulturê remiksu itp. Licencje Creative Commons s¹ stosowane w ponad 80 jurysdykcjach na ca³ym œwiecie. W tym roku opublikowaliœmy wa¿n¹ antologiê, ponad 70 esejów na temat dóbr wspólnych, pod tytu³em The Wealth of the Commons: Another World is Possible Beyond the Market and State. Jestem jej wspó³redaktorem, razem z Silke Helfrich. Ksi¹¿ka jest zbiorem 73 artyku³ów, oko³o 90 autorów z ca³ego œwiata. Niemieckie wydanie wysz³o w kwietniu tego roku, wersja angielska – dopiero co. Commons Strategies Group i Fundacja Bö lla planuj¹ te¿ wa¿n¹ konferencje na temat dóbr wspólnych w maju 2013, na której bêdziemy próbowali zbadaæ, jak i dlaczego dobro wspólne dzia³a jako spo³eczno-ekonomiczno-polityczna encja, na poziomie mikro i makro.
Rozwija się tez międzynarodowa edukacja na temat dóbr wspólnych. W Londynie powstała School of Commoning. W Niemczech – Summer School of the Commons. Podobne działania prowadzi się w Barcelonie i Buenos Aires. W zeszłym roku współpracowałem z Institute for Training and Research ONZ nad czteroczęściowym kursem na temat dóbr wspólnych19.


Wspó³pracowa³em tak¿e intensywnie z prof. B. Westonem18, znanym miêdzynarodowym znawc¹ prawa i praw cz³owieka, nad now¹ wizj¹ prawa i zasad rz¹dzenia, ³¹cz¹cych prawa cz³owieka i zasady dobra wspólnego w nowy paradygmat. Nasza ksi¹¿ka wyjaœniaj¹ca nowe idee - Green Governance: Ecological Survival, Human Rights and the Law of the Commons - wyjdzie w styczniu 2013 nak³adem Cambridge University Press. „Green Governance” proponuje wszechobejmuj¹c¹ wizjê, jak prawo i polityka mog¹ chroniæ dobra wspólne od grodzeñ – a nawet wspieraæ je aktywnie – proponuj¹c tak¿e, jak do tego celu mo¿na wykorzystaæ istniej¹ce instytucje i zasady.
Rosnąca liczba „transnarodowych plemion” tworzy swoje dobra wspólne, co powoduje, że wszelkie innowacje rosną jak grzyby po deszczu. Mogą one nie przyznawać się do etosu dóbr wspólnych, ale ich różne praktyki społeczne z pewnością przyjmują podstawowe cechy: partycypację, inkluzywność, rzetelność, oddolną innowacyjność, odpowiedzialność.


Rozwija siê tez miêdzynarodowa edukacja na temat dóbr wspólnych. W Londynie powsta³a School of Commoning. W Niemczech – Summer School of the Commons. Podobne dzia³ania prowadzi siê w Barcelonie i Buenos Aires. W zesz³ym roku wspó³pracowa³em z Institute for Training and Research ONZ nad czteroczêœciowym kursem na temat dóbr wspólnych.
Wszyscy oni starają się połączyć produkcję, konsumpcję i samorządność w jeden spójny paradygmat zmiany.


Rosn¹ca liczba „transnarodowych plemion” tworzy swoje dobra wspólne, co powoduje, ¿e wszelkie innowacje rosn¹ jak grzyby po deszczu. Mog¹ one nie przyznawaæ siê do etosu dóbr wspólnych, ale ich ró¿ne praktyki spo³eczne z pewnoœci¹ przyjmuj¹ podstawowe cechy: partycypacjê, inkluzywnoœæ, rzetelnoœæ, oddoln¹ innowacyjnoœæ, odpowiedzialnoœæ.
• The Solidarity Economy • The Transition Town • Alterglobaliści • Water activism • The Landless Workers Movement / Via Campesino • Ruch Wolnego i Otwartego Oprogramowania • Creative Commons • Wikipedyści • Open access publishing • Open Educational Resources (OER) movement • Partie Piratów • Ruch Occupy  •


Wszyscy oni staraj¹ siê po³¹czyæ produkcjê, konsumpcjê i samorz¹dnoœæ w jeden spójny paradygmat zmiany.


• The Solidarity Economy • The Transition Town • Alterglobaliœci • Water activism • The Landless Workers Movement / Via Campesino • Ruch Wolnego i Otwartego Oprogramowania • Creative Commons • Wikipedyœci • Open access publishing • Open Educational Resources (OER) movement • Partie Piratów • Ruch Occupy •
Te grupy w żadnym razie nie tworzą jednego, zwartego frontu. wysoce eklektyczne. Ale niosą w sobie wielką energię i innowacyjność – i współpracują ze sobą. Konfederowanie się na tak wczesnym etapie wskazuje na powstawanie nowego rodzaju globalnego ruchu – luźno koordynowanego ruchu ruchów.
Te grupy w ¿adnym razie nie tworz¹ jednego, zwartego frontu. wysoce eklektyczne. Ale nios¹ w sobie wielk¹ energiê i innowacyjnoœæ – i wspó³pracuj¹ ze sob¹. Konfederowanie siê na tak wczesnym etapie wskazuje na powstawanie nowego rodzaju globalnego ruchu – luŸno koordynowanego ruchu ruchów.
 
S¹dzê, ¿e dobra wspólne stan¹ siê ogniskiem dla tej energii, bo ich koncepcja ma wiele wyraŸnyczalet.
Sądzę, że dobra wspólne staną się ogniskiem dla tej energii, bo ich koncepcja ma wiele wyraźnych zalet. Przede wszystkim – brak konkurencji. Nie znam żadnej alternatywnej koncepcji politycznej czy filozoficznej o takiej głębi i zasięgu, jak dobro wspólne. Jest tak częściowo dlatego, że koncepcja dóbr wspólnych nie jest sztywną, totalizującą ideologią. Jest światopoglądem i wrażliwością ekumeniczną z ducha i z umysłu. Jest otwarta i dostępna dla różnych kultur i społeczności.
Przede wszystkim – brak konkurencji. Nie znam ¿adnej alternatywnej koncepcji politycznej czy filozoficznej o takiej g³êbi i zasiêgu, jak dobro wspólne. Jest tak czêœciowo dlatego, ¿e koncepcja dóbr wspólnych nie jest sztywn¹, totalizuj¹c¹ ideologi¹. Jest œwiatopogl¹dem i wra¿liwoœci¹ ekumeniczn¹ z ducha i z umys³u. Jest otwarta i dostêpna dla ró¿nych kultur i spo³ecznoœci.


Po drugie, dobra wspólne maj¹ szacown¹ tradycje w prawie, siêgaj¹c¹ wstecz do Imperium Rzymskiego, a tak¿e do Magna Carta i towarzysz¹cego jej Charter of the Forest. Ta tradycja jest wielkim Ÿród³em wiedzy, wiarygodnoœci i wzorców dla wspó³czesnych innowacji prawnych.
Po drugie, dobra wspólne mają szacowną tradycje w prawie, sięgającą wstecz do Imperium Rzymskiego, a także do Magna Carta i towarzyszącego jej Charter of the Forest. Ta tradycja jest wielkim źródłem wiedzy, wiarygodności i wzorców dla współczesnych innowacji prawnych.


Po trzecie, dobra wspólne daj¹ powa¿ny szkielet intelektualny dla krytyki kultury rynku i dowartoœciowania ludzkich wspólnot oraz kooperacji.
Po trzecie, dobra wspólne dają poważny szkielet intelektualny dla krytyki kultury rynku i dowartościowania ludzkich wspólnot oraz kooperacji.


Po czwarte, dobra wspólne obejmuj¹ liczne, pomyœlnie dzia³aj¹ce, modele spo³eczno-gospodarcze, w wielu przypadkach przewy¿szaj¹ce to, co oferuje Pañstwo lub Rynek.
Po czwarte, dobra wspólne obejmują liczne, pomyślnie działające, modele społeczno-gospodarcze, w wielu przypadkach przewyższające to, co oferuje Państwo lub Rynek.  


W koñcu, dobro wspólne zachêca nas, abyœmy u¿yli ca³ej naszej ludzkiej wyobraŸni do rozwi¹zania najwa¿niejszych problemów spo³ecznych; ¿¹da od nas, abyœmy byli wiêcej ni¿ tylko konsumentami i wyborcami, ale aktywnymi uczestnikami, buduj¹cymi nowy œwiat.
W końcu, dobro wspólne zachęca nas, abyśmy użyli całej naszej ludzkiej wyobraźni do rozwiązania najważniejszych problemów społecznych; żąda od nas, abyśmy byli więcej niż tylko konsumentami i wyborcami, ale aktywnymi uczestnikami, budującymi nowy świat.


W szerszej perspektywie, dobro wspólne daje silne narzêdzie do wymyœlenia na nowo zasad rz¹dzenia, gospodarki i administracji, w chwili, gdy istniej¹cy porz¹dek ju¿ siê wyczerpa³. Dobro wspólne pomaga o¿ywiæ praktykê demokracji, w chwili gdy konwencjonalne instytucje polityczne dysfunkcyjne, skorumpowane, niereformowalne, albo wszystko naraz. Dobro wspólne wskazuje, ¿e spo³eczeñstwa naprawdê mog¹ wykorzystaæ wspó³pracê i oddoln¹ energiê do rozwi¹zania problemów – i wskazuje te¿ nowe sposoby rz¹dzenia siê, poza – lub w konstruktywnym partnerstwie z – demokracj¹ przedstawicielsk¹.
W szerszej perspektywie, dobro wspólne daje silne narzędzie do wymyślenia na nowo zasad rządzenia, gospodarki i administracji, w chwili, gdy istniejący porządek już się wyczerpał. Dobro wspólne pomaga ożywić praktykę demokracji, w chwili gdy konwencjonalne instytucje polityczne dysfunkcyjne, skorumpowane, niereformowalne, albo wszystko naraz. Dobro wspólne wskazuje, że społeczeństwa naprawdę mogą wykorzystać współpracę i oddolną energię do rozwiązania problemów – i wskazuje też nowe sposoby rządzenia się, poza – lub w konstruktywnym partnerstwie z – demokracją przedstawicielską.


Jednak¿e dobro wspólne to nie magiczna ró¿d¿ka. To jedynie przestrzeñ, droga, rusztowanie. Potrzebuje spo³ecznoœci, jej uczestników, aby zaistnieæ. Jak powiedzia³ wielki historyk dóbr wspólnych, Peter Linebaugh, „There is no commons without commoning20” - to praktyka spo³eczna i etyczna konstytuuje dobro wspólne. Dobro wspólne to tak¿e czasownik, nie tylko rzeczownik. To nie jest coœ, co mo¿emy oddaæ w rêce polityków czy biurokratów.
Jednakże dobro wspólne to nie magiczna różdżka. To jedynie przestrzeń, droga, rusztowanie. Potrzebuje społeczności, jej uczestników, aby zaistnieć. Jak powiedział wielki historyk dóbr wspólnych, Peter Linebaugh, „There is no commons without commoning 20” - to praktyka społeczna i etyczna konstytuuje dobro wspólne. Dobro wspólne to także czasownik, nie tylko rzeczownik. To nie jest coś, co możemy oddać w ręce polityków czy biurokratów.


To bardzo wa¿ny punkt. Dobro wspólne to nie tylko idea polityczna. To osobiste doœwiadczenie i to¿samoœæ. Alain Lipietz, polityk francuski, studiuj¹cy tematykê dobra wspólnego, wywodzi termin „commons” z czasów Wilhelma Zdobywcy, od normañskiego s³owa commun, pochodz¹cego z kolei od munus, oznaczaj¹cego zarówno podarek, jak i obowi¹zek jego odwzajemnienia.
To bardzo ważny punkt. Dobro wspólne to nie tylko idea polityczna. To osobiste doświadczenie i tożsamość.
Alain Lipietz, polityk francuski, studiujący tematykę dobra wspólnego, wywodzi termin „commons” z czasów Wilhelma Zdobywcy, od normańskiego słowa commun, pochodzącego z kolei od munus, oznaczającego zarówno podarek, jak i obowiązek jego odwzajemnienia.


S¹dzê, ¿e potrzebujemy odzyskaæ œwiat, w którym wszyscy dostajemy dary – i wszyscy mamy zobowi¹zania. To bardzo wa¿ny sposób bycia cz³owiekiem. Ekspansja scentralizowanych struktur politycznych i rynkowych tragicznie przes³oni³a nasz¹ potrzebê otrzymywania i odwzajemniania darów. We wszystkim polegamy dziœ na pieni¹dzu lub pañstwowej biurokracji. Osobiste zaanga¿owanie i zobowi¹zania moralne nie s¹ ju¿ koniecznie potrzebne do ¿ycia. I w du¿ej mierze straciliœmy wiarê w to, co Ivan Illich nazwa³ „domen¹ potoczn¹” - przestrzeni codziennej, w której mo¿emy tworzyæ, kszta³towaæ i negocjowaæ nasze ¿ycie. S¹dzê, ¿e potrzebujemy umocnienia tego, co nazywam Prawem Potocznym – prawem dobra wspólnego.
Sądzę, że potrzebujemy odzyskać świat, w którym wszyscy dostajemy dary – i wszyscy mamy zobowiązania. To bardzo ważny sposób bycia człowiekiem. Ekspansja scentralizowanych struktur politycznych i rynkowych tragicznie przesłoniła naszą potrzebę otrzymywania i odwzajemniania darów. We wszystkim polegamy dziś na pieniądzu lub państwowej biurokracji. Osobiste zaangażowanie i zobowiązania moralne nie są już koniecznie potrzebne do życia. I w dużej mierze straciliśmy wiarę w to, co Ivan Illich nazwał „domeną potoczną” - przestrzeni codziennej, w której możemy tworzyć, kształtować i negocjować nasze życie. Sądzę, że potrzebujemy umocnienia tego, co nazywam Prawem Potocznym – prawem dobra wspólnego.


Pokrzepiaj¹cy jest g³êboki odzew, jaki ta idea ma poœród tak wielu rozmaitych ludzi na ca³ym œwiecie filipiñskich farmerów, brazylijskich artystów remiksu, amsterdamskich hackerów, niemieckich kooperatystów, amerykañskich odbiorców wolnej kultury, w³oskich dzia³aczy miejskich. Wszelkie rodzaje inicjatyw z obszaru dóbr wspólnych spontanicznie pojawiaj¹ siê w niezliczonych œrodowiskach, otwieraj¹c nowe, interesuj¹ce, mo¿liwoœci i synergie.
Pokrzepiający jest głęboki odzew, jaki ta idea ma pośród tak wielu rozmaitych ludzi na całym świecie filipińskich farmerów, brazylijskich artystów remiksu, amsterdamskich hackerów, niemieckich kooperatystów, amerykańskich odbiorców wolnej kultury, włoskich działaczy miejskich. Wszelkie rodzaje inicjatyw z obszaru dóbr wspólnych spontanicznie pojawiają się w niezliczonych środowiskach, otwierając nowe, interesujące, możliwości i synergie.


Jest to zachêcaj¹ce, bowiem jeœli teoria nie nad¹¿a za praktyk¹, to znak, ¿e dzieje siê coœ potê¿nego. W czasie, gdy stare struktury i koncepcje po prostu przesta³y dzia³aæ, dobro wspólne daje nam powód, aby mieæ nadziejê. A my bardzo potrzebujemy jakiejœ wiarygodnej œcie¿ki do przodu.
Jest to zachęcające, bowiem jeśli teoria nie nadąża za praktyką, to znak, że dzieje się coś potężnego. W czasie, gdy stare struktury i koncepcje po prostu przestały działać, dobro wspólne daje nam powód, aby mieć nadzieję. A my bardzo potrzebujemy jakiejś wiarygodnej ścieżki do przodu."
20Nie ma dóbr wspólnych bez wspólnoty..."


Spolszczenie: CC-BY-SA 2012 https://freelab.org.pl
[[Category:Polish]]

Latest revision as of 14:03, 6 May 2018


Source

Original:

  • Polish translation of speech transcript: The Commons as a New/Old Paradigm for Governance, Economics and Policy. Remarks by David Bollier, Commons Strategies Group for the American Academy in Berlin on December 4, 2012; see: Commons as a New Paradigm for Governance, Economics and Policy; Translated by Petros of freelab.org.pl . Version without notes.

Zapis wystąpienia „Dobro wspólne jako stary/nowy paradygmat rządzenia się, gospodarki i polityki”.

Wygłoszone przez Davida Bolliera, Commons Strategies Group for American Academy in Berlin. 4 grudnia 2012.

Scribd: http://www.scribd.com/doc/118637397/Dobro-wspolne-jako-nowy-paradygmat

Opublikowane przez P2P Foundation na licencji CC-BY-SA

URL = http://p2pfoundation.net/Commons_as_a_New_Paradigm_for_Governance,_Economics_and_Policy

Spolszczone i opatrzone przypisami przez http://FreeLab.Org.PL na licencji CC-BY-SA

Text

David Bollier:

To wielki zaszczyt, że mogę dziś podzielić się z Wami moimi przemyśleniami na temat dóbr wspólnych1. Dziękuję American Academy w Berlinie za czas i gościnę, których doświadczyłem podczas ostatnich pięciu tygodni – i za uznanie wielkiej wartości paradygmatu dobra wspólnego w jego jeszcze embrionalnej formie. Dziękuję także Fundacji Boscha za hojnie ufundowane stypendium. I, oczywiście, wielka wdzięczność należy się mojej drogiej przyjaciółce Silke Helfrich, za jej wspaniałą koleżeńską pomoc w eksploracji sekretów dobra wspólnego.

Koncepcja dobra wspólnego jest moją pasją już od piętnastu lat. Moje zainteresowanie nią zaczęło się, gdy w połowie lat '90 straciłem złudzenia, że perspektywa liberalna jest wiarygodnym narzędziem zmian [społecznych] i gdy zorientowałem się, jak potężny ruch w stronę koncepcji opartych na dobru wspólnym, pojawił się na peryferiach głównego nurtu polityki i kultury2.

W tym wystąpieniu chcę przedstawić paradygmat dobra wspólnego – bardzo stary, a zarazem nowy, na nowo odkryty – w zakresie rządzenia i zarządzania. Spróbuję wyjaśnić wielki powab dobra wspólnego na wielu poziomach życia – politycznym, administracyjnym, kulturalnym, społecznym, osobistym, nawet duchowym – i opisać zasięg ogólnoświatowego „ruchu” - jeśli to właściwe słowo – rozwijającego społeczną praktykę i dyskurs dobra wspólnego.

Z góry uprzedzam, że dobro wspólne nie jest ani totalną ideologią polityczną, ani przemianowanym PR-owo „interesem publicznym”. To jest ogólny wzorzec rządzenia się, zakorzeniony głęboko w historii ludzkości jako system samowystarczalnego, odpowiedzialnego zarządzania zasobami i pomocy wzajemnej.

Ale to stwierdzenie jest zbyt zimne, zbyt analityczne. Dobro wspólne jest w istocie etyką – sposobem na wyjście poza homo economicus, samolubną, kalkulującą, zachłanną na korzyść jednostkę, jaką chcą nas widzieć politycy i ekonomiści. Dobro wspólne zakłada, że ludzie są bardziej skomplikowani, że większe bogactwo naszych zachowań może być wpisane w strukturę naszych instytucji społecznych. Dobro wspólne zakłada ważną rolę samoorganizacji i samorządu, uzupełniających, a zarazem będących wyzwaniem dla rządu państwowego. W bardziej ogólnym sensie, w dobru wspólnym chodzi o opiekę nad tym wszystkim, co posiadamy wspólnie, jako ludzie. O dbałość, abyśmy to dziedzictwo chronili i przekazali, nieumniejszone, następnym pokoleniom. To obejmuje wszystko, od dziedzictwa wiedzy i kultury, przez spójność naturalnych ekosystemów, przestrzeń publiczną i tradycje społeczności, niezbędne do życia wspólnie użytkowane lasy, łowiska i uprawy, aż do niezliczonych innych zasobów, jakie moralnie lub prawnie współposiadamy.

Najdziwniejsze jest to, że owe zasoby użytkowe są zasadniczo niewidzialne, gdyż istnieją poza obszarem Państwa i Rynku. Nawet, jeśli są dostrzegane, to traktuje się je jako bezwartościowe, bowiem mają mało wspólnego z prywatną własnością, rynkiem, lub geopolityką. Mimo, że użytkowe dobra wspólne zapewniają utrzymanie około dwóch miliardów ludzi na Ziemi, dwa najpopularniejsze w USA podręczniki ekonomii (Samuelson & Nodhaus oraz Stieglitz & Walsh) całkowicie ignorują dobra wspólne jako wiarygodny, atrakcyjny model utrzymania się. Utrzymania – należy dodać – traktowanego nie jako minimum przetrwania, ale ale jako zaspokojenie potrzeb gospodarstwa domowego, zamiast maksymalizacji wymiany towarowej (rynkowej).

Z racji swej „niewidzialności”, dobra wspólne są dzisiaj zagłuszane i niszczone przez siły rynku, często z katastrofalnymi rezultatami [dla ludzi]. Naszym wyzwaniem, wierzę, jest dostrzec dobro wspólne – i znaleźć nowe sposoby, aby je chronić i wzmacniać.


1. Paradygmat Dobra Wspólnego

Dla większości ludzi jakakolwiek wzmianka o „wspólnym” natychmiast przywołuje na myśl „tragedię wspólnego pastwiska”3. Koniec dyskusji. Dla ekonomistów, współużytkowanie dóbr zawsze prowadzi do tragedii. Klasycznym przykładem jest wspólne pastwisko. Jeśli jest wielu użytkowników, każdy z nich ma motywację, aby wypasać jak najwięcej zwierząt, nie dbając o stan pastwiska. Taka rabunkowa gospodarka nieuchronnie prowadzi do tragedii.

Ten dogmat funkcjonuje wśród ekonomistów i w świadomości społecznej od 1968 roku, kiedy to biolog Garrett Hardin napisał słynny esej pod tytułem „Tragedia wspólnego pastwiska”. Ta przypowieść była politycznie wygodna, gdyż sugerowała niezbędność systemu prywatnej własności i rynku, aby powstrzymać ludzi przed rabunkowym wykorzystywaniem zasobów. Jeśli ludzie będą wyłącznymi właścicielami pastwisk, argumentowano, będzie im zależało na ich długoterminowej ochronie. Ale Hardin, w rzeczywistości, nie opisywał dobra wspólnego. Opisywał scenariusz, w którym nie ma granic pastwiska, nie ma wspólnych zasad gospodarowania nim, nie ma społeczności jego użytkowników. A to nie jest dobro wspólne. To jest dobro bezpańskie – dostępne dla wszystkich. Dobra wspólne mają granice, system zasad, [społeczny] nadzór nad użytkowaniem, sankcje dla darmozjadów, normy społeczne. Dobro wspólne wymaga istnienia społeczności, działającej jako opiekunka zasobów.

Hardinowska fałszywa interpretacja dobra wspólnego utkwiła w świadomości zbiorowej, stając się prawdą obiegową. Przez ostatnie dwa pokolenia, dobro wspólne było powszechnie uważane za błędny paradygmat rządzenia się. W tle unosił się także duch Tomasz Hobbesa i jego przekonanie, że tylko potężny Lewiatan państwa ratuje nas przed osunięciem w prawo dżungli, gdzie życie jest okropne, brutalne i krótkie.

Zmarła kilka miesięcy temu profesor Elinor Ostrom4 z Uniwersytetu Indiana była najwybitniejszą akademiczką, która uratowała koncepcję dobra wspólnego i odparła zarzuty Hardina. Kosztowało ją to lata żmudnych badań terenowych i innowacyjnej pracy teoretycznej, ale w prekursorskiej książce z 1990 roku, Governing the Commons, Ostrom zidentyfikowała podstawowe czynniki sukcesu modelu dobra wspólnego. Przez ostatnie dekady, ona i jej wielu kolegów, pokazali w setkach badań empirycznych, jak ludzie z sukcesem zarządzają swoimi ziemiami, wodą, lasami i łowiskami jako dobrem wspólnym. Niektóre z tych wspólnot kwitną od setek lat, jak zarządzające halami alpejskimi społeczności w Szwajcarii oraz systemy irygacyjne (huertas5) w Hiszpanii.

Wielkim osiągnięciem Ostrom było wykazanie jak współpracująca społeczność może zarządzać zasobami w sposób zrównoważony, często bardziej efektywnie niż państwo czy rynek. Błyskotliwie łącząc w swoim dyskursie politologię, socjologię, antropologię, ekonomię i inne nauki społeczne, Ostrom zmusiła mainstreamową ekonomię do zrewidowania opinii o kategorii dobra wspólnego. Przyniosło jej to w 2009 roku – jako pierwszej kobiecie w historii – Nagrodę Nobla w dziedzinie ekonomii.

Akademicki nurt myśli o dobru wspólnym, rozwinięty przez Ostrom i międzynarodową grupę naukowców, nie bardzo się interesował zastosowaniem swoich idei w praktyce ekonomii politycznej. Ale globalny ruch aktywistów dobra wspólnego, nie wahał się przed podjęciem wyzwania. Przez ostatnie dziesięć lat, dynamiczny ruch dobra wspólnego, działając równolegle z akademikami, ale całkowicie niezależnie, zbudował dyskurs dobra wspólnego, jako nową-starą filozofię i program polityczny.

Świadomie, czy nie, aktywiści dobra wspólnego są częścią nowego sposobu pojmowania świata i działania w nim. Ruch ten ucieleśnia światopogląd – poznawczy i praktyczny – całkiem różny od tego, jaki zakłada neoliberalizm. Jest to źródłem wielkiego, obiecującego napięcia – co mam nadzieję zaraz wykazać.


2. Gospodarka i dobro wspólne

Powinienem zacząć od wyjaśnienia, że dobro wspólne to nie tylko zasoby. To zasoby plus społeczność plus zestaw norm i reguł stosowanych do zarządzania nimi. Możemy to nazwać pakietem socjo-ekonomiczno-biofizycznym6 - trochę jak ryby, staw i roślinność wodna. Mają sens tylko w komplecie i zapewne nie będą w stanie przeżyć oddzielnie, bo są od siebie wzajemnie zależne.

Zapewne właśnie dlatego konwencjonalna ekonomia ma takie problemy ze zrozumieniem pojęcia dobra wspólnego. Nie może zrozumieć, jak społeczność, zamiast jednostki, może być podstawowym poziomem odniesienia. Dobro wspólne odnosi się do całości – uznając jednostkę i społeczność za wzajemnie zagnieżdżone i przenikające się. To jest metafizyka wielce różna do neoliberalnej, uznającej jednostkę za suwerena.

Dobro wspólne wymaga od nas także wykroczenia poza swojskie dychotomie życia codziennego - „publiczne” kontra „prywatne”, „jednostkowe” kontra „kolektywne”, „obiektywne” kontra „subiektywne” - do zobaczenia ich w bardziej zintegrowanej strukturze. Takim syntetycznym skrótem myślowym będzie „kooperatywny indywidualizm”.

Ale ten termin nie oddaje emocjonalnego i psychicznego wymiaru dobra wspólnego, które w istocie jest osobistą postawą, tożsamością i doświadczeniem. Członkowie społeczności kochają i potrzebują dobra wspólnego, a co najmniej zależą od niego. Z tego czerpią motywację, aby być jego świadomymi opiekunami i obrońcami. Mają osobiste, emocjonalne związki z chronionym dobrem i z członkami społeczności. Rozwijają rytuały i obyczaje, stanowiące część kultury opiekuńczości.

Być może dlatego właśnie, dobro wspólne oferuje tak wywrotową metafizykę. Żąda od nas przyjęcia bogatszej definicji wartości, niż oferowana przez rynek. Żąda od nas przyjęcia szerszej koncepcji gospodarki, niż Produkt Krajowy Brutto. Żąda od nas, abyśmy się przyznawali do takich form wartości, które wykraczają poza rynek i jego wycenę.

Tradycyjnie rozumiana gospodarka skoncentrowana jest na „tworzeniu dobrobytu” i „eliminowaniu niedoboru”.

Ale tak naprawdę zajmuje się jedynie takim rodzajem dobrobytu, który ma nalepkę z ceną i może być sprzedany na rynku.

Jedyny problem ze standardową ekonomią jest ten, że nie ma ona za dużo do powiedzenia na temat wielkich zasobów wartości nie opatrzonych nalepkami z ceną7. Ile jest warta atmosfera Ziemi? A ludzki genom? Zasoby słodkiej wody? Nasze dziedzictwo kultury i nauki? Parki i otwarte przestrzenie? Internet? Nasze związki z przyrodą i innymi ludźmi?

Wiele z tego myślenia sięga wstecz do filozofa Johna Locke, który dowodził, że rzecz leżąca poza systemem własności prywatnej i handlu, to rzecz niczyja, res nullius. Takie rzeczy są swobodnie dostępne dla tego, kto pierwszy ich zapragnie, bowiem nie posiadają ceny, ani prawowitego właściciela. Wszystko, czego trzeba to „dołożyć swojej pracy” do takiej rzeczy, przez to zyskując tytuł własności.

To właśnie na tej zasadzie filozoficznej konkwistadorzy i kolonizatorzy w czasach Locke'a opierali swoje prawo do zdobytych ziem. Ziemia nie miała właściciela, a tubylcy nie mieli nawet systemu praw własności. A więc – kto pierwszy, ten lepszy!

Współcześnie to samo uzasadnienie służy zgłaszaniu roszczeń do zasobów etnobotanicznej wiedzy Globalnego Południa, zastrzegania patentami genów, żywych gatunków i syntetycznych nanomateriałów. Ta sama logika wspiera zabudowywanie dziewiczych obszarów przyrody i zastrzegania praw do słów, kolorów i zapachów. Wystarczy tylko zawłaszczyć sobie coś, co jest „bezpańskie”.

Teorie Johna Locke idą w parze z „tragedią dóbr wspólnych” Garretta Hardina. Obaj zakładają, że wartość pojawia się tylko tam, gdzie jest prywatna własność i rynek. To podejście daje więc znakomite usprawiedliwienie dla zwykłej grabieży.

Silke Helfrich naprowadziła mnie na cudowny wiersz Goethego „Katechizacja”:

Nauczyciel: Pomyśl, dziecko! Skąd te wszystkie dary? Sam ich przecież nie stworzyłeś.

Dziecko: Ech! Od ojca dostałem wszystko.

Nauczyciel: A skąd on to wszystko ma?

Dziecko: Od dziadka.

Nauczyciel: No cóż! A od kogo dostał dziadek całe to dobro?

Dziecko: Wziął je sobie po prostu.

3. Grodzenie wspólnych obszarów

I tak dochodzimy do, że tak powiem, tragedii rynku, znanej często jako grodzenie rynku. Poprzez wieki, a szczególnie w wieku XIX, arystokracja angielska, w zmowie z Parlamentem, sprywatyzowała dobro wspólne – gminne grunty w w Anglii. Dobra wspólne zostały zasadniczo zniszczone. Grodzenia były sposobem, w jaki ziemiaństwo skonsolidowało swoją władzę ekonomiczną i polityczną, zarabiając przy tym mnóstwo pieniędzy.

Wielkim, publicznie ignorowanym, skandalem naszych czasów, jest masowa prywatyzacja i nadużycia zasobów, będących naszym dobrem wspólnym. Pierwszy przykład: międzynarodowi inwestorzy i rządy krajowe wykupują ziemie rolną i lasy w Afryce, Azji i Ameryce Łacińskiej na masową skalę, po zaniżonych cenach, przy współudziale lokalnych rządów. Mieszkańcy, którzy od pokoleń zwyczajowo uprawiali żywność na tych terenach, są wyrzucani z tej ziemi, aby inwestorzy i międzynarodowe korporacje mogły ją zająć. Podstawowym celem jest zapewnienie nowym właścicielom przewagi geopolitycznej, produkcja żywności na rynki globalne lub mordercza spekulacja.

Łatwo zgadnąć, co stanie się z ludźmi, którzy nagle nie mogą się utrzymać, bo ich wspólne dobra zostały ogrodzone – sprywatyzowane. Staną się postaciami z powieści Charlesa Dickensa. Zmuszeni do migracji do miast w poszukiwaniu utrzymania, zaludnią slumsy, staną się żebrakami lub będą pracować za głodowe stawki. Media, donoszące o atakach somalijskich piratów, rzadko wspominają, jak wielu z nich było wcześniej rybakami – dopóki zagraniczne floty nie zniszczyły ich tradycyjnych, wspólnie użytkowanych łowisk. Rynki długo traktowały naturę jako bezpański zasób, albo martwy obiekt – coś bez życia, bez godności, bez świętości. Ale teraz dochodzi to do alarmującego poziomu. Firmy biotechnologiczne i wyższe uczelnie są właścicielami jednej piątej ludzkiego genomu. Firma Myriad Genetics z Salt Lake City zastrzegła patent na „gen podatności na raka piersi”, co daje jej monopol kontroli nad pewnymi typami badań. Patent uniemożliwia innym naukowcom badanie genetycznych źródeł raka piersi bez zgody firmy.

Rozkwitający przemysł nanotechnologii tworzy nowe rodzaje syntetycznych materiałów, lepsze niż naturalne, a potem rości sobie prawo do kontrolowania ich wykorzystania. Zamierzeniem jest całkowite zastąpienie materiałów naturalnych syntetycznymi. To jest powtarzalny schemat: Monsanto używa genetycznie modyfikowanych nasion, aby wyprzeć naturalne; Microsoft swoim systemem operacyjnym zmarginalizował niemal wszystkie inne; międzynarodowe firmy z branży napojów wypierają pitna wodę z kranu swoimi butelkowanymi substytutami. Jedna z pierwszych prób sprywatyzowania zasobów wody pitnej miała miejsce w 2002 roku, w Cochabamba w Boliwii, kiedy to rząd, wraz z Bechtel Corporation, sprywatyzował miejskie zasoby wody pitnej, zgłaszając nawet roszczenia do wody deszczowej. Niedawno miliarder T. Boone Pickens wydał ponad 100 milionów dolarów na zakup terenów złóż wodonośnych na wyżynach Teksasu, co może znacznie podnieść koszty życia dla tamtejszych społeczności, jeśli woda zostanie sprywatyzowana.

Dzisiaj grodzi się nie tylko lądy i morza. Wszystko może zostać sprywatyzowane i wystawione na sprzedaż. Algorytm matematyczny można zastrzec, jeśli zawarty jest w oprogramowaniu i może służyć nowym komercyjnym celom. McDonalds zastrzega przedrostek „Mc”, żebyś nie mogł nazwać swojego lokalu McSushi, lub McVegan, ani swojego hotelu McSleep8. Amerykański odpowiednik ZAiKSu zażądał kiedyś od organizatorów młodzieżowych obozów letnich ryczałtowej opłaty licencyjnej za piosenki śpiewane przez młodzież przy ogniskach. Pamiętajmy, to nie są odosobnione przypadki! Więcej ich opisałem w 2005 roku, w książce Brand Name Bullies: The Quest to Own and Control Culture .

Jednym z największych dóbr wspólnych wokół nas jest Internet. Jest wrażliwy na zagrożenia właśnie dlatego, że jest tak wspólny. Jak widać z doświadczeń krajów tak autorytarnych jak Chiny i Egipt – oraz wendetty administracji Obamy przeciw Wikileaks – rządy niekoniecznie chcą, aby użytkownicy tego dobra mieli swobodę komunikowania się. Wiele firm telekomunikacyjnych chciałoby przekształcić Internet w pasaż handlowy i zmarginalizować cyfrowe dobra wspólne, odrzucając zasady neutralności sieciowej. Hollywood i przemysł nagrań chciałyby uczynić remiksy, niezależne produkcje i dzielenie się plikami przestępstwem, rozszerzając zasięg prawa autorskiego i sankcji za jego łamanie.

Zaledwie zacząłem opisywać potężny obszar współcześnie prowadzonych grodzeń. Oto jeszcze kilka próbek: przestrzeń powietrzna, oceany, geny, badania naukowe finansowane z podatków, przestrzeń publiczna w miastach, prywatyzowane drogi i lotniska, cieki wodne i wiele innych.

Grodzenia to wywłaszczanie. To proces, w którym silniejszy przekształca dobro, współużytkowane przez społeczność, w towar, który można posiadać i sprzedać na rynku. Grodzenia żerują na wspólnym dostatku, prywatyzując go, komercjalizując i pozbawiając dotychczasowych użytkowników ich niezależności i zasobów. Agresywnie wyrywają zasoby z ich lokalnego, zakorzenionego kontekstu i przemieniają w standaryzowane, sprzedawalne obiekty.

Grodzenia zmiatają z drogi relacje społeczne, tradycje kulturowe i dotychczas istniejące poczucie wspólnoty. Wymuszają skrajny indywidualizm, przemieniają obywatela w konsumenta, zwiększają nierówności społeczne. Pieniądz staje się wyznacznikiem wartości i pozycji w takim społeczeństwie. Ten proces znany jest ogólnie pod nazwą „rozwoju”.

Grodzenia są objawami głębokiej perwersji i wady we współczesnej myśli ekonomicznej: niezdolności rozróżnienie pomiędzy ilościowym wzrostem aktywności rynku, a taką aktywnością, która jest pożyteczna społecznie i zrównoważona ekologicznie. PKB utożsamia materialny „przerób” Machiny Rynku z postępem ludzkości.

Ten sofizmat utrzymuje się z dwóch powodów. Po pierwsze, PKB nie mierzy naszego nierynkowego wspólnego dostatku – tego, co niezaksięgowane, wspólne, więc niczyje. Po drugie, PKB nie bierze pod uwagę niewiarygodnych ilości antybogactwa9 tworzonego przez gospodarkę.

Antybogactwo (oryg. Illth) to termin stworzony przez Johna Ruskina na określenie przeciwieństwa bogactwa. Moje podziękowania dla Petera Barnesa za zapoznanie mnie z tym pojęciem. Antybogactwo to śmieci, zanieczyszczenia, choroby i szkody, jakie gospodarka [rynkowa] wyrządza dobru wspólnemu. To nadmierne zadłużanie się na przyszłość, zmieniające ludzi w kredytowych zombie.

Ekonomiści mają na to przyjemniejsze określenie – market externality. Podstawowym problemem jest fakt, że gospodarka korzysta z dobra wspólnego – w postaci darmowego lub ulgowego dostępu do naszych wspólnych zasobów. A potem, wszystko to, czego nie da się obrócić w prywatny zysk, zostaje wyrzucone znów w obszar wspólny – jako antybogactwo. Politycy i ekonomiści pieją nad ilościami prywatnego bogactwa generowanego przez system – ale systematycznie ignorują ilości społecznego antybogactwa, stanowiącego odpad tego samego procesu. Liczy się tylko wartość rynkowa – cały system jest sfałszowany.

Lądujemy więc w perwersyjnej sytuacji, w której musimy tworzyć wciąż więcej antybogactwa, żeby tworzyć bogactwo. I mówi nam się, że nie rozwiążemy naszych potrzeb – opieki zdrowotnej, edukacji, sprawiedliwości społecznej, ochrony środowiska – jeśli nie będziemy wytwarzać jeszcze więcej bogactwa. Prawdziwe Szaleństwo Czerwonej Królowej. Jak Czerwona Królowa powiedziała Alicji w Krainie Czarów – musisz biec tak szybko, jak potrafisz, coraz szybciej, żeby tylko pozostać w tym samym miejscu.

Szaleństwo Czerwonej Królowej jest teraz podstawą światowej gospodarki. Musimy wciąż zużywać więcej i więcej nieodnawialnych zasobów, szybciej i szybciej, po to tylko, żeby utrzymać obecny standard życia – jednocześnie tworząc coraz więcej antybogactwa, z którym nikt nie chce się zmierzyć. Globalne ocieplenie jest logiczną konsekwencją takiej mentalności.

Oczywiście, rządy zawsze próbują ustalić granice. A korporacje zawsze deklarują „zielone” podejście. Ale bądźmy poważni: historia pokazuje, że ani Państwo, ani Rynek nie potrafią postawić granic aktywności gospodarczej. Prawdą jest też, że obie strony mają poważne powody, aby tego nie robić. Wzrost jest tym, co napędza światową gospodarkę i wzrost zasila skarbce państwowe. Wzrost uznaje się za mitologiczny imperatyw „postępu”. Stawianie mu barier jest niewłaściwe, bo zmniejszyłoby to zyski inwestorów i wpływy z podatków, a zmusiło do przyjrzenia się problemów nierównej dystrybucji [bogactwa], o których elity wolą nie myśleć.


4. Wartość Dóbr Wspólnych

Jeśli rynek i państwo są narzędziami grodzeń, to co możemy zrobić? Sądzę, że trzeba zacząć od rozeznania pozytywnych wartości Dobra Wspólnego i wtedy opracowywać nowe systemy – prawne, technologiczne, społeczne – aby je chronić przed dezintegracją.

Wskazówką mogą tu być dawne obyczaje angielskich „Commoners”, jak „beating the bounds”. Co roku, gromadnie, obchodzili oni granice wspólnej ziemi, wyszukując i niszcząc wszelkie grodzące ją płoty, murki czy żywopłoty. Był to festyn całej społeczności, pomagający nie tylko utrzymać spójność wspólnej ziemi, ale też relacje społeczne z nią związane.

Jest to strategia i tradycja, jaką, jak sądzę, powinniśmy wskrzesić. Jednakże są już i współczesne mechanizmy tego rodzaju. Licencja GPL10 zapewnia, że programy wykonane na podstawie wolnego oprogramowania także będą swobodnie dostępne. W innym i nieco węższym zakresie, Creative Commons robi to samo dla innych dzieł ludzkich. Ogólna zasada brzmi: co powstało z dóbr wspólnych, pozostaje dobrem wspólnym – chyba, że społeczność postanowi inaczej.

Dobro wspólne daje nam nowy język dla opisu nowej przyszłości. Pozwala nam rozwinąć opowieść bogatszą, niż ta dozwolona przez neoliberalną ekonomię i politykę. Pomaga nam uczynić to, z czym nie radzi sobie Rynek i Państwo – utrzymać jedność natury, kultury i społeczności, oraz kultywować etykę skromnego dostatku. Dobro wspólne pomaga nam zobaczyć, że tak naprawdę jesteśmy bogatsi, niż nam się wydaje. Nasze wspólne bogactwo to ani prywatne zapasy, ani oszczędności. To społecznie wytworzone bogactwo włączone w poszczególne wspólnoty interesów, które opiekują się nim. Tego bogactwa nie da się po prostu kupić czy sprzedać jak towaru. Co więcej, ulotni się ono, jeśli nie ustrzeżemy przed dezintegracją dobra wspólnego, które je generuje.

Oto kilka przykładów.

Rajendra Singh, założyciel Young India Association (Tarun Bharat Sangh, albo TBS) , pomógł w uzdrowieniu lokalnego ekosystemu w Rajastanie, wprowadzając system dóbr wspólnych. Z powodu rabunkowej gospodarki wodnej rzeki w tamtym rejonie całkowicie wyschły. Używając niemal zapomnianej tradycyjnej technologii małej retencji – i traktując zasoby wody jako święte, będące w powiernictwie miejscowych społeczności – YIA zdołało przywrócić przepływ wody w korytach pięciu rzek i podnieść poziom wód gruntowych o prawie 7 metrów.

Gleba stała się żyźniejsza i wilgotna. Ludzie zaczęli powracać na te tereny, odbudowując gospodarstwa i tworząc nowe firmy.

W styczniu 2010 byłem w Indiach i przywiozłem następną opowieść o tym, jak oddolnie stworzone dobra wspólne pokonały patologię wolnego rynku. W małej miejscowości Erakulapally, dwie godziny na zachód od Hyderabadu, najuboższe wieśniaczki z najniższej kasy Dalitów były wyrobniczkami na farmie lokalnego ziemianina. Zarabiały tyle, że starczało im na jeden posiłek dziennie. Pojawiła się wśród nich idea, żeby wyszukiwać i odtwarzać z nasion tradycyjne odmiany roślin uprawnych, jakie ich przodkowie uprawiali od pokoleń. Odmiany, znakomicie zaadaptowane do półpustynnego ekosystemu i klimatu Andhra Pradesh.

Wyszukując takie nasiona i wymieniając się nimi, zamiast kupować współczesne, opatentowane odmiany, kobiety zdołały odtworzyć zrównoważone, lepsze odżywczo odmiany uprawne. Zdołały uniezależnić się żywnościowo od gospodarki towarowej (rynkowej), która nigdy nie służyła ich pożytkowi. Kobiety z Erakulapally uzyskały niezależność żywnościową bez zagranicznych doradców, pomocy rządowej, opatentowanych nasion czy chemicznych środków ochrony roślin. Ten samowystarczalny model rozpowszechnił się szybko. Teraz około pięciu tysięcy kobiet, w 75 wioskach w Andhra Pradesh, wymienia się nasionami i nagraniami video z poradami rolnymi.

Bardzo interesująca jest rola Internetu w powielaniu modelu „innowacyjnej współpracy” w nowych miejscach.

System Intensyfikacji Ryżu11 (SIR) to setki farmerów w 40 krajach, od Kuby, przez Sri Lankę, do Indii, używających Internetu dla ulepszenia swych upraw ryżu. Zamiast stosować się do rad firm nasiennych i produkujących chemię agrotechniczną – zamiast stosować syntetyczne pestycydy, genetycznie modyfikowane odmiany i uprawę monokulturową, hodowcy ryżu stworzyli swoją własną, oddolną, globalną sieć wymiany wiedzy rolniczej, zwiększając plony tradycyjnych odmian ryżu. Jest to coś w rodzaju „rolnictwa open source”, opartego na tradycyjnych zasadach współpracy.

To są przykłady na małą skalę, z peryferyjnych krajów – ale dobra wspólne mają się dobrze także w nowoczesnych industrialnych społeczeństwach. Miejskie ogrodnictwo, co-housing, co-working – to przykłady rozkwitu dóbr wspólnych. Partycypacyjny budżet miejski, zainicjowany w brazylijskim Porto Allegre12, rozprzestrzenił się na inne miasta. Burmistrz San Francisco powołał formalny zespół do spraw „gospodarki współdzielenia”, aby zbadać możliwości społecznej konsumpcji na tym terenie.

Można też wskazać większe organizacje, starające się promować dobro wspólne i wykorzystywać kooperację w społecznościach. Mogą się różnić charakterem, ale chronią dobra wspólne: ziemię, wodę, atmosferę. Często angażuje się w to też państwo, tworząc „dobra wspólne w powiernictwie państwa”. Przykładem jest Alaska Permanent Fund13, otrzymujący udział w dochodach Alaski z górnictwa naftowego i wypłacający coroczną dywidendę każdemu uprawnionemu obywatelowi. W tym roku dywidenda wyniosła 878 USD – około dwóch trzecich średniej z poprzednich kilku lat.

Internet jest zapewne największą siłą napędową paradygmatu Dobra Wspólnego, co owocuje kolosalną infrastrukturą dla tego modelu. W mojej książce Viral Spiral: How the Commoners Built a Digital Republic of Their Own opisałem, jak pojawienie się WWW w 1994 roku wyzwoliło niewiarygodną falę innowacji, wiele z nich w postaci społeczności samo-organizujących się wokół dóbr wspólnych. Powód: Internet zapewnia tanią komunikację i organizację społeczną na skalę globalną. Pozwolił cyfrowym społecznościom obciąć olbrzymie koszty organizacyjne, normalnie konieczne na tradycyjnym rynku. Dobro wspólne wygrywa dzięki kooperacji. Nazwałem to „Wielkim Przesunięciem Wartości”, co podkreśla głęboką zmianę strukturalną mechanizmu tworzenia wartości w biznesie i kulturze.

[Tradycyjne] rynki wymagają kosztownych „nakładek” w postaci biurokracji, prawników, zasobów ludzkich marketingu, złożonego finansowania i wielu innych. Teraz wyobraźmy sobie, jak społeczność oparta na zaufaniu i współpracy, używająca prostej platformy informatycznej, może wykonać podobną pracę, za darmo, albo bardzo tanio.

Profesor Wydziału Prawa Uniwersytetu Harvard, Yochai Benkler, w swojej wybitnej książce The Wealth of Networks , napisał „Obserwujemy teraz pojawianie się skuteczniejszych praktyk działania zbiorowego, nie potrzebujących koordynacji ani przez system cen, ani przez centralną strukturę zarządzania.” Benkler nazywa ten fenomen „commons-based peer production”, opisując go jako „współdzielenie zasobów i wytworów [pracy] wśród współpracujących ze sobą, rozproszonych i słabo powiązanych jednostek.”

Otwarte platformy internetowe wymuszają zmiany nie tylko w strategiach biznesowych, czy zachowaniach w organizacji, ale też w samej definicji bogactwa. W Internecie, bogactwo nie jest już tylko pieniężne, ani też nie musi być własnością prywatną. Bogactwo, stworzone dzięki otwartym platformom, to często wartość stworzona społecznie, współdzielona, zmieniająca się i niewymienna na pieniądze. Unosi się, można rzec, w powietrzu, dostępna dla wszystkich.

Wartość kreowana społecznie istnieje od zawsze, rzecz jasna, ale nie zawsze była widoczna czy istotna kulturowo. Konwencjonalna ekonomia dosłownie nie widzi tej kategorii z racji braku ceny. Ale model dóbr wspólnych pokazuje, że nie potrzebujemy ani rynków, ani rządów, aby stworzyć coś, co ma wielką wartość.

Dobro wspólne jest, w rzeczy samej, całkiem inną wartością, przeznaczoną, aby tworzyć niepodzielne, zintegrowane społecznie, wspólne bogactwo. Właściwie zarządzane, dobra wspólne nie są „tragedią”, lecz są wysoce produktywne – tyle, że nie da się ich sprywatyzować, ani zmonetyzować.

To jest poważna innowacja – nie taka jak nowy fajny produkt, czy technologia, ale nowy społeczno-ekonomiczny paradygmat i światopogląd. Nowy/stary sposób tworzenia wartości. Osiągania użytecznych wyników poza sferą działania rynków i rządów. Samo-organizujące się projekty i platformy polityczne zaczynają się komunikować między sobą i zwiększać skalę działania. A po drodze, zmieniają i stawiają czoła instytucjom „w realu”.

Różnorodność i obfitość dóbr wspólnych jest już tak duża, że można mówić o Sektorze Dóbr Wspólnych w dziedzinie wiedzy, kultury i twórczości. Pomyślmy o setkach milionów zdjęć na Flickr.com albo o milionach haseł Wikipedii w 285 językach. Pomyślmy o ponad 8000 wolnych czasopism naukowych, omijających kosztowne kanały komercyjnej dystrybucji. Pomyślmy o wolnych podręcznikach, otwartym nauczaniu zapoczątkowanym przez MIT. Pomyślmy o setkach milionów tekstów, filmów i nagrań dźwiękowych, opublikowanych na licencji Creative Commons dla łatwiejszego rozpowszechniania. Niezliczone są te cyfrowe dobra wspólne, wytworzone i rozpowszechniane społecznościowo.

Wspólne zasoby naturalne są także produktywne, nawet jeśli nie są odnawialne. Jest wiele społeczności zarządzających lasami, łowiskami i nawadnianiem. Acequias w Nowym Meksyku, ejidos w Meksyku, ziemie Indian Amerykańskich i ich uświęcony związek z naturą14.

Dobra wspólne to także miejskie ogrodnictwo, ruch Slow Food, rolnictwo wspierane społecznościowo15 i ruch Transition Towns – wśród wielu innych. Szczegóły struktur i sposobów rządzenia się są różne, zależnie od społeczności i rodzaju dobra wspólnego. Inne są potrzeby dóbr niezbędnych do życia, inne – cyfrowych dóbr kultury. Ekonomia daru, obecna wśród badaczy, couchsurferów czy dawców krwi, nie będzie użyteczna dla wspólnotowych ogrodów czy przestrzeni publicznej.

Ale wspólne dla dóbr wspólnych są partycypacyjność, inkluzywność i zarządzanie współdzielonymi zasobami. Odbudowują tkankę społeczną, której, jak sądzę, nie jest w stanie odbudować ani Rynek, ani Państwo. Dobro wspólne ma uzdrawiającą logikę.

Kusi, aby odrzucić ten rodzaj innowacji jako marginalny i nieważny – ale te lokalne modele zaczęły się rozprzestrzeniać i łączyć ze sobą. Działają na coraz większą skalę, zależnie od swoich zasobów i możliwej koordynacji społecznej.

Jako system samorządności, dobro wspólne zapewnia kilka krytycznie ważnych możliwości, boleśnie nieobecnych w systemie neoliberalnym.

Uzdolnienie ludzi do zwierzchności nad zasobami, których potrzebują.
Ustalenie i wymuszenie granic zrównoważonej działalności dla rynków.
Zagospodarowania „antybogactwa” - nieuchronnego odpadu rynków.
Całkowite wyłączenie pewnych obszarów spod działania rynków.
Zmniejszenie nierówności i zagrożeń socjalnych.
Przywrócenie osobistych relacji z naturą i między ludźmi.
Stworzenie nowej ramy dla pojęcia „rozwoju”.

Śpieszę dodać, że dobro wspólne nie jest panaceum. Ten model często zawodzi, z racji niewłaściwego przywództwa albo błędnych zasad samorządu. W społecznościach bywa wiele niezgody i konfliktów. Wciąż uczymy się, jakiego wsparcia teoretycznego potrzebują dobra wspólne, szczególnie na większą skalę. Nie chcę tworzyć wrażenia, że dobra wspólne są magiczną różdżką, wolną od słabości wszelkich ludzkich instytucji w historii.

Dobra wspólne są jednak zagrożone nie tylko przez wewnętrzną słabość. Rynek i Państwo traktują je często jako łatwy łup, darmowe paliwo wzrostu gospodarczego, albo jako konkurencyjne zagrożenie. Przecież dobro wspólne daje swoim opiekunom pewien zakres autonomii i kontroli nad swoim życiem i zasobami. Pozwala ludziom uwolnić się z niezdrowej zależności od niestabilnych i drapieżnych sił rynku. Daje im większe bezpieczeństwo i samowystarczalność, pozwala uniknąć upokorzenia dobroczynności i rządowej opieki społecznej.

W świecie, w którym państwo zostało w dużej mierze zawłaszczone przez interesy bogaczy – świecie, w którym władza obywateli nad demokratycznymi instytucjami władzy jest bardziej fikcją, niż rzeczywistością – dobro wspólne daje ludziom sposób na przejęcie kontroli nad niektórymi chociaż aspektami ich życia. Jak to znakomicie ujął Cycero: „Wolność to udział we władzy.”

Dobro wspólne kształtuje nowy organizm społeczny – i nowy jego metabolizm. Nowe/stare rodzaje rządów. Decentralizuje władzę i wzmaga partycypację. Zachęca ludzi, aby wnosili swoją kreatywność w zdecentralizowane struktury poziome. Nie muszą już być petentami elit, kierujących wielkimi, hierarchicznymi machinami eksperckimi. Nie muszą już pozostawać biernymi konsumentami, ani wyalienowanymi obywatelami, wierzącymi ślepo, że charyzmatyczny trybun, rządowa agenda, albo jakaś korporacja rozwiąże ich problemy (gdy w rzeczywistości wielcy tego świata kierują się wyłącznie własną, indywidualną, albo instytucjonalną, korzyścią). Udział w dobru wspólnym pozwala człowiekowi stać się protagonistą własnego życia, co owocuje wielką radością i satysfakcją.

Z tych właśnie powodów, ruch na rzecz dóbr wspólnych staje się tak powszechny i międzynarodowy. Oto szybki przegląd najwybitniejszych tego przykładów.


5. Dobro Wspólne – ruch międzynarodowy.

W Europie rozkwita zainteresowanie dobrem wspólnym, jako wizją i podstawą przebudowy życia codziennego, politycznego i kulturalnego. W Niemczech ten temat zyskał już uwagę mainstreamu. Fundacja Heinricha Bö lla była szczególnie aktywna w tej dziedzinie, szczególnie na ważnej międzynarodowej konferencji na temat dóbr wspólnych w 2010 roku w Berlinie.

We Włoszech, w referendum na temat prywatyzacji miejskich wodociągów i innych zasobów wodnych w kraju, 94% głosujących odrzuciło możliwość prywatyzacji. Krajowe zasoby wodne zostały jasno określone jako dobro wspólne. Główną figurą we włoskim ruchu dóbr wspólnych jest burmistrz Neapolu, Luigi de Magistris, który powołał asesora do spraw dóbr wspólnych, aby monitorować i ulepszać lokalne działania w tej dziedzinie.

Zachęca on też włoskich urzędników municypalnych do wspierania inicjatyw lokalnych na rzecz dóbr wspólnych. Włochy starają się też przeprowadzić, jako inicjatywę obywatelską, Europejską Kartę Dóbr Wspólnych, która ma bezpośrednio chronić różne ich rodzaje16.

Wielu ludzi na Globalnym Południu uznaje wartość dóbr wspólnych, jako koncepcji ramowej: autochtoni, grupy farmerów, jak Via Campesino, Światowe Forum Społeczne17, działacze na rzecz rozwoju w mniejszych krajach. Kilka miesięcy temu, Sąd Najwyższy Indii oficjalnie uznał prawo społeczności dóbr wspólnych do ochrony przed zawłaszczeniem przez rynek – w tym przypadku chodziło o próbę zagarnięcia miejscowego stawu przez dewelopera. Rajastan przygotowuje formalny zestaw przepisów mających chronić lasy, jeziora, ziemię orną i inne wspólne zasoby naturalne.

Boliwijczycy wpisali do swojej konstytucji bezpośrednie prawa Matki Ziemi – z prawem do reprezentacji sądowej włącznie. Prezydent Evo Morales zachęca Narody Zjednoczone do przyjęcia traktatu międzynarodowego o tych samych skutkach.

Brazylia stała się pierwszym krajem „wolnej kultury”. Dzięki byłemu ministrowi kultury cyfrowej, muzykowi Gilberto Gil, wielu Brazylijczyków zrozumiało i pokochało wolne oprogramowanie, Creative Commons, wolną kulturę, kulturę remiksu itp. Licencje Creative Commons są stosowane w ponad 80 jurysdykcjach na całym świecie. W tym roku opublikowaliśmy ważną antologię, ponad 70 esejów na temat dóbr wspólnych, pod tytułem The Wealth of the Commons: Another World is Possible Beyond the Market and State . Jestem jej współredaktorem, razem z Silke Helfrich. Książka jest zbiorem 73 artykułów, około 90 autorów z całego świata. Niemieckie wydanie wyszło w kwietniu tego roku, wersja angielska – dopiero co. Commons Strategies Group i Fundacja Böll a planują też ważną konferencje na temat dóbr wspólnych w maju 2013, na której będziemy próbowali zbadać, jak i dlaczego dobro wspólne działa jako społeczno-ekonomiczno-polityczna encja, na poziomie mikro i makro.

Współpracowałem także intensywnie z prof. B. Westonem18, znanym międzynarodowym znawcą prawa i praw człowieka, nad nową wizją prawa i zasad rządzenia, łączących prawa człowieka i zasady dobra wspólnego w nowy paradygmat. Nasza książka wyjaśniająca nowe idee - Green Governance: Ecological Survival, Human Rights and the Law of the Commons - wyjdzie w styczniu 2013 nakładem Cambridge University Press. „Green Governance” proponuje wszechobejmującą wizję, jak prawo i polityka mogą chronić dobra wspólne od grodzeń – a nawet wspierać je aktywnie – proponując także, jak do tego celu można wykorzystać istniejące instytucje i zasady.

Rozwija się tez międzynarodowa edukacja na temat dóbr wspólnych. W Londynie powstała School of Commoning. W Niemczech – Summer School of the Commons. Podobne działania prowadzi się w Barcelonie i Buenos Aires. W zeszłym roku współpracowałem z Institute for Training and Research ONZ nad czteroczęściowym kursem na temat dóbr wspólnych19.

Rosnąca liczba „transnarodowych plemion” tworzy swoje dobra wspólne, co powoduje, że wszelkie innowacje rosną jak grzyby po deszczu. Mogą one nie przyznawać się do etosu dóbr wspólnych, ale ich różne praktyki społeczne z pewnością przyjmują podstawowe cechy: partycypację, inkluzywność, rzetelność, oddolną innowacyjność, odpowiedzialność.

Wszyscy oni starają się połączyć produkcję, konsumpcję i samorządność w jeden spójny paradygmat zmiany.

• The Solidarity Economy • The Transition Town • Alterglobaliści • Water activism • The Landless Workers Movement / Via Campesino • Ruch Wolnego i Otwartego Oprogramowania • Creative Commons • Wikipedyści • Open access publishing • Open Educational Resources (OER) movement • Partie Piratów • Ruch Occupy •


Te grupy w żadnym razie nie tworzą jednego, zwartego frontu. Są wysoce eklektyczne. Ale niosą w sobie wielką energię i innowacyjność – i współpracują ze sobą. Konfederowanie się na tak wczesnym etapie wskazuje na powstawanie nowego rodzaju globalnego ruchu – luźno koordynowanego ruchu ruchów.

Sądzę, że dobra wspólne staną się ogniskiem dla tej energii, bo ich koncepcja ma wiele wyraźnych zalet. Przede wszystkim – brak konkurencji. Nie znam żadnej alternatywnej koncepcji politycznej czy filozoficznej o takiej głębi i zasięgu, jak dobro wspólne. Jest tak częściowo dlatego, że koncepcja dóbr wspólnych nie jest sztywną, totalizującą ideologią. Jest światopoglądem i wrażliwością ekumeniczną z ducha i z umysłu. Jest otwarta i dostępna dla różnych kultur i społeczności.

Po drugie, dobra wspólne mają szacowną tradycje w prawie, sięgającą wstecz do Imperium Rzymskiego, a także do Magna Carta i towarzyszącego jej Charter of the Forest. Ta tradycja jest wielkim źródłem wiedzy, wiarygodności i wzorców dla współczesnych innowacji prawnych.

Po trzecie, dobra wspólne dają poważny szkielet intelektualny dla krytyki kultury rynku i dowartościowania ludzkich wspólnot oraz kooperacji.

Po czwarte, dobra wspólne obejmują liczne, pomyślnie działające, modele społeczno-gospodarcze, w wielu przypadkach przewyższające to, co oferuje Państwo lub Rynek.

W końcu, dobro wspólne zachęca nas, abyśmy użyli całej naszej ludzkiej wyobraźni do rozwiązania najważniejszych problemów społecznych; żąda od nas, abyśmy byli więcej niż tylko konsumentami i wyborcami, ale aktywnymi uczestnikami, budującymi nowy świat.

W szerszej perspektywie, dobro wspólne daje silne narzędzie do wymyślenia na nowo zasad rządzenia, gospodarki i administracji, w chwili, gdy istniejący porządek już się wyczerpał. Dobro wspólne pomaga ożywić praktykę demokracji, w chwili gdy konwencjonalne instytucje polityczne są dysfunkcyjne, skorumpowane, niereformowalne, albo wszystko naraz. Dobro wspólne wskazuje, że społeczeństwa naprawdę mogą wykorzystać współpracę i oddolną energię do rozwiązania problemów – i wskazuje też nowe sposoby rządzenia się, poza – lub w konstruktywnym partnerstwie z – demokracją przedstawicielską.

Jednakże dobro wspólne to nie magiczna różdżka. To jedynie przestrzeń, droga, rusztowanie. Potrzebuje społeczności, jej uczestników, aby zaistnieć. Jak powiedział wielki historyk dóbr wspólnych, Peter Linebaugh, „There is no commons without commoning 20” - to praktyka społeczna i etyczna konstytuuje dobro wspólne. Dobro wspólne to także czasownik, nie tylko rzeczownik. To nie jest coś, co możemy oddać w ręce polityków czy biurokratów.

To bardzo ważny punkt. Dobro wspólne to nie tylko idea polityczna. To osobiste doświadczenie i tożsamość.

Alain Lipietz, polityk francuski, studiujący tematykę dobra wspólnego, wywodzi termin „commons” z czasów Wilhelma Zdobywcy, od normańskiego słowa commun, pochodzącego z kolei od munus, oznaczającego zarówno podarek, jak i obowiązek jego odwzajemnienia.

Sądzę, że potrzebujemy odzyskać świat, w którym wszyscy dostajemy dary – i wszyscy mamy zobowiązania. To bardzo ważny sposób bycia człowiekiem. Ekspansja scentralizowanych struktur politycznych i rynkowych tragicznie przesłoniła naszą potrzebę otrzymywania i odwzajemniania darów. We wszystkim polegamy dziś na pieniądzu lub państwowej biurokracji. Osobiste zaangażowanie i zobowiązania moralne nie są już koniecznie potrzebne do życia. I w dużej mierze straciliśmy wiarę w to, co Ivan Illich nazwał „domeną potoczną” - przestrzeni codziennej, w której możemy tworzyć, kształtować i negocjować nasze życie. Sądzę, że potrzebujemy umocnienia tego, co nazywam Prawem Potocznym – prawem dobra wspólnego.

Pokrzepiający jest głęboki odzew, jaki ta idea ma pośród tak wielu rozmaitych ludzi na całym świecie – filipińskich farmerów, brazylijskich artystów remiksu, amsterdamskich hackerów, niemieckich kooperatystów, amerykańskich odbiorców wolnej kultury, włoskich działaczy miejskich. Wszelkie rodzaje inicjatyw z obszaru dóbr wspólnych spontanicznie pojawiają się w niezliczonych środowiskach, otwierając nowe, interesujące, możliwości i synergie.

Jest to zachęcające, bowiem jeśli teoria nie nadąża za praktyką, to znak, że dzieje się coś potężnego. W czasie, gdy stare struktury i koncepcje po prostu przestały działać, dobro wspólne daje nam powód, aby mieć nadzieję. A my bardzo potrzebujemy jakiejś wiarygodnej ścieżki do przodu."